Testuję robota, który zrobił na mnie niebagatelne wrażenie podczas targów IFA 2023 – Hobot Legee D8 ma znakomitą specyfikację i ogrom funkcji, a do tego coś, czego konkurencja może tylko pozazdrościć.
Na targach IFA 2023 miałem okazję pobawić się najnowszym robotem Hobot Legee D8, a dosłownie kilka dni później dostałem ten sprzęt wraz ze stacją myjącą Legee Lulu do testów. Sprzęt jest bardzo nietypowy, korzysta z wielu autorskich rozwiązań i nawet aplikację Hobot ma napisaną po swojemu.
Hobot to jedna ze starszych marek na rynku robotów – powstała w 2010 roku i pochodzi z Tajwanu. Co więcej, firma chwali się, że 100% produkcji zlokalizowana jest na Tajwanie.
Aktualnie producent ma w ofercie 5 robotów odkurzająco-mopujących Legee i 9 robotów do mycia do okien. Z całej oferty właśnie to model D8 jest najbardziej zaawansowany, ma najlepszą specyfikację i ogrom funkcji.
Spis treści
Flagowy robot Leege D8 został wyceniony na kwotę 3999 zł w zestawie ze stacją Lulu, lub 2499 zł z samą stacją ładującą. Poza sklepem własnym, roboty Hobot można kupić też w sklepach specjalizujących się w sprzedaży tego typu urządzeń, a także w Komputroniku.
Części eksploatacyjne znajdziemy w sklepie producenta i na robotworld.pl. Zestaw 3 szczotek bocznych to koszt ok. 49 zł, za 2 filtry HEPA zapłacisz 49 zł, 2 szmatki mopa kosztują 49 zł, 2 filtry siatkowe to moszt 80 zł, a zestaw dysz kosztuje 99 zł – do D8 pasuje większość części z niższych modeli.
Ciężko ocenić wycenę robota Hobot – z jednej strony to flagowiec o bardzo nietypowych cechach i pomysłach własnych firmy, więc porównywanie go z bezpośrednią konkurencją cenową jest niezbyt sprawiedliwe, bo ten sprzęt prezentuje inną filozofię użytkowania. Ceny akcesoriów są niskie i wszystko jest w miarę dostępne, mimo słabej dystrybucji samych robotów Hobot w Polsce.
Chwalę sprzęt na indywidualne podejście marki, a nie kopiowanie rozwiązań innych producentów, lecz trzeba też zaznaczyć, że wycena na poziomie 3999 zł pozycjonuje go zaraz obok Dreame L10s Ultra, Ecovacs T20 Omni, czy Roborock Q Revo, a to roboty, które potrafią więcej i wiele z zadań wykonują podobnie dobrze, jak nie lepiej.
Robot dotarł do mnie w dwóch paczkach, gdyż stacja czyszcząca Legee była w drugim kartonie. Bazowo dostajemy robota ze stacją samego ładowania i nawet ma to sens – robot u mnie najczęściej sprząta parter, więc tu stoi stacja myjąca, a na poddasze użytkowe wstawiłem stację ładowania i robot też ją znajduje – potrafi działać na dwóch stacjach, na każde piętro inna.
Zestaw sprzedażowy jest bogaty. Dostajemy w zestawie 3 grube, porządnej jakości szmatki mopujące, zapasowy filtr HEPA (zmywalny), 2 zapasowe szczotki boczne, butelkę na wodę, narzędzie czyszczące, zestaw zapasowych dysz spryskujących wraz z igłą do ich przetykania, komplet instrukcji, a nawet elektroniczny miernik wody, którym sprawdzimy, czy woda ma parametry takie, jak chce producent. Miernik sprawdza zawartość ruchomych naładowanych jonów w roztworze wodnym.
Woda stojąca w zbiorniku od dwóch dni miała wartość 329 ppm, czyli to woda o średniej jakości, wykraczająca poza skalę, jaką zaleca producent 0-300 ppm. Co ciekawe, woda prosto z kranu osiąga wartość 270 ppm i czytając skąd taki wynik, skoro mam zmiękczacz wody w postaci filtra i regeneracji solanką, dowiedziałem się, że twardość wody nie ma wpływu na ilość jonów dodatnich w wodzie.
Tak wygląda specyfikacja Hobot Leege D8:
Moc ssania na maksymalnym poziomie jest bardzo wysoka i na niej czas pracy ogranicza się do ok. 60-70 minut. Zbiorniki w robocie są duże, a woda jest uzupełniana ze stacji. Bateria ma minimalnie mniejszą pojemność od typowej 5200 mAh – jest to 4900 mAh, a czas pracy na drugim poziomie mocy nie przekracza w moim układzie pomieszczeń 120 minut.
Sprzęt ładuje się w miarę szybko, cieszy szeroki zakres wyboru poziomów mocy i dozowania wody na podłogę (spryskiwania), a nietypowo wybrać możemy też prędkość robota, szybkość obrotów wałka, czy intensywność ruchów przód/tył mopa.
Mop unosi się na 7 mm nad podłogę – to nieco więcej niż w serii S7 i S8 od Roborocka (5 mm) i nieco mniej niż w najnowszych Dreame, czy Ecovacs (9-10 mm). Coraz więcej robotów potrafi zdejmować sobie szmatki do procesu samego odkurzania, ale to nie ten przypadek.
Za bogaty zestaw należy się wysoka ocena, specyfikacja też jest niezła, choć chciałoby się mieć nieco dłuższy czas pracy na ładowaniu, tak aby robot dawał radę na większych metrażach.
Jak już wspomniałem, roboty Hobot to bardzo specyficzne urządzenia. Hobot Legee D8 to dalsze rozwinięcie autorskich pomysłów firmy, która pozycjonuje swój sprzęt wśród najlepszych konkurentów – mimo iż robot nie ma automatycznego opróżniania zbiornika kurzu, nie dozuje wody na szmatkę (spryskuje jedynie część podłogi przed nią), nie ma zaawansowanego systemu rozpoznawania przeszkód i ich omijania (choć dla mebli jest delikatny), korzysta z tradycyjnej szczotki z 3 paskami włosia i gumy zamiast z silikonowej, ma pojedynczą szczotkę boczną, a przemywanie szmatki w stacji nie jest wykonywane gorącą wodą.
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że sprzęt nieco odstaje od innych konstrukcji w cenie 4000 zł, lecz Hobot wiele kwestii rozwiązuje inaczej, więc w tej sekcji zabawię się w adwokata, a oceną czy argumenty mają sens zajmę się w dalszych sekcjach.
Zacznijmy od konstrukcji. Robot nie jest typowym krążkiem, a literą D z płaskim frontem i jedną szczotką boczną – nieźle radzi sobie z dojazdem do narożników i zakamarków. Co ciekawe, przedni zderzak jest demontowany do czyszczenia sensorów, a jego dolna część frontu to porządnie gumowany element – robot nawet gdy dotknie przeszkody to tylko delikatnie, i jej nie uszkodzi.
Radar LiDAR ustawiony jest mocno z tyłu, jak w konstrukcjach starszych konkurentów. Efekt jest taki, że frontem robot próbuje wjechać pod wiszące nad podłogą zasłony, czy firany – nie zawsze je ogarnie, ale w 80% przypadków daje radę. Sposobem na 100% skuteczność sprzątania pod zasłonami jest ustawienie na mapie stref kurtynowych – robot będzie wiedział, że wykryta przeszkoda to zasłona i może ją zignorować – super pomysł, szkoda, że reszta producentów robotów z radarami LiDAR tego nie ma w sofcie.
Od góry mamy klapkę, a pod nią wyjmowany zbiornik kurzu z wypadającym filtrem HEPA, który nie siedzi sztywno w swojej niszy zbiornika – rozmiar nie jest dopasowany i z każdej strony brakuje po pół cm. Nie oznacza to, że układ filtracyjny jest nieszczelny – po wsadzeniu wszystkiego na miejsce, boczne gumki uszczelniają całość.
Zbiornik jest duży (500 ml) i ma jedną genialną funkcję, która sprawia, że może pomieścić kurz i zabrudzenia z podłogi nawet z trzech cykli sprzątania całego parteru ok. 168 m2, gdzie inne roboty po takim pojedynczym sprzątania mają zbiornik zapchany. W zbiorniku dodano element ugniatający, kompresujący kurz – prosta zębatka i kawałek plastiku załatwiają sprawę zwalniając sporo miejsca na kolejne zabrudzenia. To faktycznie działa i właśnie z uwagi na obecność tej technologii Hobot uważa, że robot nie potrzebuje stacji automatycznego opróżniania, bo jego zbiornik starcza na wielokrotnie dłużej, niż w innych robotach.
Zbiornik wody ma zintegrowany czyścik z nożykiem, a sam nie jest wyjmowany – można do niego się dostać poprzez odkręcenie kilku śrubek. Przez przeźroczysty plastik widać, że na dnie zbiornika jest też siateczkowy filtr, więc pewnie po dłuższym użytkowaniu warto byłoby go przeczyścić. Robot sam uzupełnia sobie wodę ze zbiornika w stacji.
Zaglądając pod robota mamy kolejne ciekawe rozwiązania. Sprzęt nie porusza się na kołach, a gumowych gąsienicach z tylnym kołem napędowym (zębatka) i przednim podporowym – prawie jak w czołgu, tylko kół ma mniej. Mając taką konstrukcję kół robot ma dużo lepszą przyczepność, a jest mu ona potrzebna, gdyż system mopowania z 1300 drgań sprawia, że robot mocno drży – obstawiam, że mając zwykłe koła okrągłe, robot mógłby wariować.
Z przodu mamy tradycyjne koło podporowe, można je podważyć i wyjąć, a szczotka boczna jest wciskana, a nie montowana na śrubkę – łatwiej się ją czyści. Zespół szczotki głównej nie jest pływający, korzysta ze zwykłej szczotki z 3 paskami włosia i gumy, więc w teorii powinien mieć sporo problemów z plątaniem włosów wokół własnej osi.
Hobot rozwiązał problem na swój sposób – przed zespołem wałka mamy 9 cm szczelinę „Tangless Suction”, która ma pochłaniać wszelkie włosy, zanim dostaną się do wałka i kierować je specjalnym kanałem nad zespołem wałka, bezpośrednio do pojemnika. Sporym zaskoczeniem jest dla mnie, że to faktycznie działa, choć głównie na poziomach mocy od 3 do 5 – na niższej mocy czasem brakuje na wciągniecie długich włosów. Dodatkową pomocą jest 5 wypustek gumowych, które kierunkują zabrudzenia na środek otworu i zespół szczotki – cwane.
Za zespołem szczotki mamy 4 wymienne dysze natryskowe, które działają na obszarze 18 cm szerokości. Robot natryskuje bezpośrednio podłogę lub plamy, a nie samą szmatkę. Za nimi mamy głęboką na 12,5 cm, szeroką na 27 cm i grubą (3 warstwy) szmatkę mopa. Cały podzespół szmatki jest wprawiany w drgania do 1300 na minutę i można regulować ten parametr w 5-stopniowej skali.
Drgania to ruchy przód/tył z lekkim przesunięciem w bok (prawie niewidoczne dla oka) na przestrzeni 8 mm. Mop może być unoszony na 7 mm, a w stacji jest suszony letnim powietrzem w 40 stopniach. Automatyczne czyszczenie szmatki w stacji odbywa się za pomocą dwóch specjalnych wałków gumowych z natryskiem wody, poruszających się razem na taśmie jak w systemie CNC.
Co do jakości wykonania, ciężko do czegoś się przyczepić. Materiały są świetnej jakości, a to co powinno być gumowane, jest gumowane – po prostu porządny sprzęt Made in Taiwan.
Opis budowy robota jest dość długi, ale to wynika z masy nietypowych rozwiązań i indywidualnego podejścia firmy do tego tematu. W teorii na swój sposób rozwiązuje to większość problemów, które ma konkurencja – minusowy punkt należy się za to za zintegrowany zbiornik wody, a nie łatwo wyjmowany.
Pierwsze użycie robota to spore zaskoczenie, jak „inaczej” wszystko jest rozwiązane w aplikacji robota. Mając przyzwyczajenia z testów innych urządzeń, które większość aplikacji mają zaprojektowane w jednym stylu, tu mamy sporo różnic.
Robot ma w aplikacji tryb szybkiego mapowania, lecz pierwsze wysłanie robota na mapowanie skończyło się błędem mapy, podwojeniem jednej z części domu i przez to niemożnością znalezienia stacji – spore rozczarowanie. Na szczęście w drugiej próbie nie było już żadnych problemów.
Wygenerowaną mapę z łatwością podzieliłem na pomieszczenia, lecz robot ma dziwne podejście do samych map. Dobrze, że potrafi zapamiętać ich 5, ale często przywraca sobie mapę początkową bez podziału właściwego na pomieszczenia – trzeba wtedy wchodzić na listę map, odznaczać mapę będącą w użyciu i dodawać do użycia ponownie.
Kolejna dziwna kwestia to pytanie po każdym cyklu, czy zapisać mapę – po co to komu, skoro robot działa na już zapisanej i podzielonej mapie? Nie są to jakoś specjalnie uciążliwe błędy, ale nieco denerwują.
Robot oferuje 5 poziomów mocy ssania i na podłogi twarde, drewniane, czy panele wystarczy już 2 bieg z 5, choć na nim można spodziewać się paru zaplątanych włosów, czy nitek w głównej szczotce – moc jest za słaba, żeby wszystko pochłaniała szczelina przed szczotką. Na drugim biegu robot potrafi działać ok. 120 minut i w tym czasie sprzątnie do 110 m2.
Wydajność na przestrzeniach otwartych to ponad 1 m2 na minutę – 99 m2 takiej powierzchni, lecz z trzema stołami z 16 krzesłami, trzema kanapami, dwoma stolikami kawowymi, czy paroma doniczkami w narożnikach, ogarnia w 90 minut na 3 z 5 prędkości poruszania się. Gdy ma sprzątnąć pokoje, czyli bardziej skomplikowane układy pomieszczeń to wydajność spada poniżej 1 min na godzinę.
Poziom 3 jest najlepszym kompromisem między mocą ssania, czasem pracy, a brakiem włosów w głównej szczotce. Czas pracy na tym biegu to ok. 100 minut. Poziom 4 to ok. 85 minut, a poziom 5 to 60-70 minut. Wpływ na czas pracy ma wiele dodatkowych czynników, bo Hobot D8 pozwala na ustawienie prawie wszystkiego w aplikacji – możemy wybrać szybkość poruszania się głównej szczotki, szybkość poruszania się samego robota i intensywność drgań szmatki, a do tego czas pracy można obniżyć wybierając w opcjach przemywanie szmatki, co pomieszczenie (jest też opcja co zadanie i co jakiś czas min. 30 do 360 min).
Robot dobrze odkurza każdy rodzaj powierzchni, lecz trzeba najpierw nauczyć się, czym są konkretne tryby pracy, a jest ich aż 8 – są predefiniowane, nie można zmienić ich parametrów i jedynie tryb niestandardowy pozwala na dowolne ustawienie każdego z 5 parametrów w 5-stopniowej skali, ale za to nie da się w tym trybie wybrać, co robot ma robić – zawsze będzie odkurzać i mopować jednocześnie, nie wyłączymy mopowania, ani odkurzania.
Szczerze przyznam, że brakowało mi większej możliwości wyboru w aplikacji, co robot ma robić – na co mi 8 trybów, skoro nie wiem co się w nich dzieje bez znalezienia opisu każdego z nich w sekcji pomoc, a i tak nie wskazują one na jakich parametrach działają (ustawienia -> pomoc -> instrukcja obsługi aplikacji -> doskonałe czyszczenie).
8 trybów w ramach koła wyboru Talent Clean:
Osobno dostajemy też funkcję Dywan, gdzie robot zmniejsza prędkość poruszania się, wałek obraca się szybciej, przednia szczelina ma wyłączone ssanie i cała moc idzie w główną.
Osobiście raczej jestem zwolennikiem wolnego wyboru, więc wolałbym móc samemu zdecydować, czy robot ma wyjechać do samego mopowania, samego odkurzania, a może odkurzania z mopowaniem i w każdych z tych 3 trybów ustawić wszystkie możliwe parametry ręcznie.
Przykładowo nie ma opcji samego mopowania, zawsze jest to połączone z odkurzaniem, lub jedynie w trybie suchym mamy opcję bez mopowania, ale nie da się w nim zmienić parametrów mocy, prędkości wałka, czy szybkość sprzątania. Takie podejście to kwestia filozofii marki Hobot i może gotowe tryby lepiej spełniają oczekiwania nowych użytkowników, nie mających żadnego doświadczenia z robotami – ja mam za dużo naleciałości z robotów chińskich marek, więc każdy sam musi ocenić kwestię trybów pracy zaprojektowanych z góry przez markę Hobot.
Dodatkowych ulepszeń odkurzania w oprogramowaniu nie ma wiele – tylko w trybie sprzątania w wyznaczonych obszarach można wybrać podwojenie cyklu, ale robot nie sprząta w kratkę, a jedynie dwa razy przejdzie po tej samej trasie. Nie ma tu opcji zagęszczenia toru jazdy, możemy jedynie wybrać prędkość poruszania się – im wolniej tym dokładniej.
Dywan typu shaggy o włosiu 3 cm nie był dla D8 żadnym wyzwaniem – dał radę go odkurzyć, włosie nie blokowało się w zespole szczotki. Robot poza pierwszym mapowaniem nie miał ani razu problemów ze znalezieniem stacji, nie gubił się w pomieszczeniach. Meble i listwy przyścienne traktuje delikatnie, a to dzięki sporej ilości czujników FDS w zderzaku (są z przodku i po jednym po bokach).
Robot widzi przedmioty o wielkości powyżej 8 cm średnicy/długości – te mniejsze będzie próbować przestawić, więc na czas sprzątania, zabawki dziecka/psa trzeba usunąć z podłogi.
Głośność pracy jest na naprawdę niezłym poziomie:
Faktycznie progi do 2 cm wysokości nie robią na nim wrażenia i nie ma problemu z wpadaniem w poślizg na pół okrągłych listwach łączących różne materiały podłogi, czy schody, a to pewnie z uwagi na poruszanie się na gąsienicach. Dywany wykrywa świetnia i od razu podnosi mop, choć 7 mm to nie jest wystarczająca wysokość dla materiałów z włosiem średniej długości.
Czyszczenie robota po sprzątaniu nie sprawia większych problemów – zbiornik kurzu łatwo się wypina i opróżnia od góry, jedynie sporo kurzu ląduje w filtrze HEPA, mimo obecności filtra wstępnego w zbiorniku – warto co każde opróżnianie oczyścić filtr HEPA, bo zapchanie go zmniejsza wydajność (podobnie, jak w Roborockach, które nie mają żadnych filtrów wstępnych).
Główna szczotka nie jest rozbieralna, więc ewentualne zaplątane włosy na rantach trzeba rozciąć nożem lub dostarczonym narzędziem, choć jeśli korzystamy z poziomów mocy do 3 do 5 to nie będzie ich wiele – przednia szczelina naprawdę robi robotę.
Sprzątać możemy po całości automatycznie, możemy wybrać konkretne pomieszczenie i przypisać mu 1 z 8 trybów pracy, lub wyznaczyć strefę sprzątania. Na mapach możemy dodać wirtualne ściany, obszary zakazane, wskazać miejsca gdzie są firany/zasłony, żeby robot nie traktował ich jako przeszkody i pod nimi sprzątał. Da się wyłączyć pokonywanie przeszkód i możemy w pełni edytować powierzchnie – łącząc pokoje, dzieląc je i nadając nazwy. W edycji mapy niczego nie brakuje, a robot może zapamiętać ich pięć.
Robot obsługuje sporo funkcji sterowania głosem – współpracuje nie tylko z Google, ale także Siri od Apple, a to rzadkość. Do tego ogarnia też własne komendy głosowe zebrane w sekcji „Kreatywny głos” – możemy zastąpić typowe komendy jak „Legee Go!” własnymi komunikatami poprzez ich nagranie lub wgranie z pamięci telefonu – daje to spore pole do robienia sobie żartów z domowników 😉.
Z samych efektów odkurzania można być zadowolonym, ale już mniej z trybów pracy, które nie pozwalają na pełne, ręczne ustawienie, co robot ma robić.
Pomysł ze szczeliną przed główną szczotką jest genialny i faktycznie przy stosowaniu średniej lub wysokiej mocy ssania nic nie plącze się w wałek z włosiem. Kształt litery D wspomaga czyszczenie narożników i zakamarków, fajnie też, że Hobot softowo rozwiązał problem znany z innych robotów z LiDARem – odkurzania pod firanami i zasłonami.
Parametry można regulować w szerokiej skali, szkoda jedynie, że każdego trybu nie da się ręcznie edytować i nie ma opcji samego mopowania lub sensownego samego odkurzania z maksymalną mocą.
Tu jest podobnie, jak w sekcji odkurzania – sprzętowo Hobot D8 jest super, ale programowo sporo jednak brakuje. Zacznijmy od tego, że robot ma zbiornik wody 320 ml wbudowany pod klapką i nie ma opcji wyjęcia go. Możemy dostać się do jego wnętrzności poprzez odkręcenie kilku śrubek, a od góry jest korek w celu ręcznego uzupełnienia wody lub jej usunięcia – normalnie robot ma automatycznie uzupełniany stan wody w stacji Lulu.
Szmatka nie jest spryskiwana wodą – 4 dysze znajdują się przed nią i natryskują podłogę na szerokości ok. 18 cm, a szmatka ma 27 cm szerokości, więc realnie po paru minutach obszar efektywnego mopowania zawęża się do środkowej części szmatki, czyli właśnie szerokości rozstawu dysz ok. 18-20 cm – boki stają się suche.
Zawsze przed rozpoczęciem cyklu mopowania warto namoczyć porządnie szmatkę – jest gruba i nieźle nasiąka wodą. Co dziwne, stacja Lulu przed rozpoczęciem mopowania nie natryskuje szmatki, trzeba zrobić to ręcznie lub włączyć z aplikacji lub przycisku na stacji 6 minutowe czyszczenie szmatki – wtedy zostanie całkiem nieźle namoczona.
Robot mopuje robiąc teoretyczną zakładkę ¼ umytej w poprzednim przejeździe podłogi na ¾ nowej, nie umytej. Z uwagi na fakt, że szmatka nie jest nasączana wodą bezpośrednio, a po prostu zbiera wodę znajdującą się przed nią, trasa mopowania idzie dosłownie raz przy razie, bez żadnej zakładki, czasem (ale to rzadko), zostawiając 2-3 cm suchy kawałek podłogi. 3-4 cm suchej podłogi robot zostawia też pod ścianami i meblami – nie dojeżdża do samych rantów mopując.
Softowo możemy jedynie wybrać intensywność mopowania – jak szybko ma się poruszać mop, maksymalnie do 1300 razy na minutę i ma to wpływ na głośność – 63,5 dB to najniższa intensywność w 5 stopniowej skali, a 67,5 dB to maksymalna. Do tego możemy wybrać ilość wody natryskiwanej na podłoże przed szmatką, także w 5 stopniowej skali. Ostatnie ulepszenie to wybór 1 z 5 prędkości poruszania się.
Jak nietrudno się domyślić, najlepsze efekty daje połączenie najniższej prędkości poruszania się, największej intensywności mopowania z 1300 ruchami na minutę i z maksymalną ilością wody z dysz. Druga opcja intensyfikacji efektów to tryb usuwania plam, w którym robot najpierw spryskuje kwadrat o wymiarach 1,5×1,5 m zmiękczając zaschnięte plamy, a następnie wraca go umyć na wysokich ustawieniach.
Efekty mycia są dobre, ruchy szmatki nieźle ścierają nawet mocno zaschnięte plamy, ale brakuje możliwości zagęszczenia toru jazdy i ustawienia sprzątania podwójnego, lub potrójnego danego pokoju – opcja podwójna jest tylko przy wyznaczaniu stref, więc w teorii można objąć strefą dany pokój. Niestety, w trybie podwójnym robot dwa razy sprząta w tym samym kierunku, a nie w kratkę.
Ilość dozowanej wody jest dobrze dobrana na każdym z 5 poziomów, choć szkoda, że dysze nie spryskują powierzchni nieco szerzej, tak aby namaczać całe 27 cm szerokości szmatki, a nie tylko 18-20 cm.
Podsumowując efekty usuwania plam są dobre, technologia z mopem wprawianym w drgania działa świetnie, a same drgania są bardziej intensywne niż w Roborockach serii S7 i S8, Ecovacs, czy Viomi/Xiaomi. Efekty ogólnego sprzątania mogłyby być jeszcze lepsze, gdyby soft nadążał za hardware’em.
Fajnie gdyby producent dodał wspomniane opcje zagęszczenia toru jazdy, dodał opcję sprzątania podwójnego w zwykłych trybach pracy i to w kratkę, a nie dwa razy po tej samej trasie, dodał tryb niwelujący suchy pasek 3-4 cm przy ścianach (robot może zawijać tyłem tak jak to robi choćby Ecovacs T20 Omni, czy Dreame L10s Ultra). Aktualizacjami robot może jeszcze sporo zyskać.
Stacja Lulu ma dwa zbiorniki wody – czystej i brudnej – i potrafi uzupełniać wodę w robocie, suszyć szmatkę w temperaturze 40 stopni oraz przemywać ją w zimnej wodzie, usuwając brudną ciecz od razu do właściwego zbiornika.
Wymiarowo jest kompaktowa i ma dokładany najazd w zupełnie innym kolorze. Robot z łatwością ją znajduje, a trochę dziwi, że przed rozpoczęciem każdego cyklu, gdy z niej wyjeżdża, odpala sobie mopowanie, więc nieco pomoczy obszar przed stacją, po kilku sekundach zatrzyma się, zastanowi, zlokalizuje na mapie o dopiero wyłączy mopowanie. Do wskazanego obszaru sprzątania i tak jedzie z włączonym i opuszczonym mopem, tylko za zakończeniu cyklu wraca do stacji z wyłączonym mopowaniem – moim zdaniem tak powinno być w obie strony…
Stacja Lulu przemywa szmatkę za pomocą dwóch gumowych pędzli (szczotek?) działających przeciwstawnie, a między nimi zlokalizowano trzy dysze natryskowe. Zespół czyszczący poruszana się na szynie w prawo i lewo, a dodatkowo robot wykonuje ruchy góra/dół, aby dokładnie oczyścić szmatkę. Prawda jest taka, że czystość szmatki zbliżoną do ideału osiąga się po 2 cyklach po 6 minut.
Pojedynczy cykl 6-minutowego mycia nie jest wstanie doczyścić szmatki po przykładowo mopowaniu 20 m2 kuchni z gresowymi kafelkami i szerokimi fugami – dla mnie to żaden problem, bo i tak raz robot czyści szmatkę po cyklu mopowania, a drugi raz włączam mu ten tryb ręcznie przed kolejnym cyklem, głównie z własnego lenistwa – nie chce mi się schylać i zdejmować szmatki, aby ją namoczyć, więc włączam program czyszczący z przycisku na stacji (robot nie robi tego automatycznie, nie potrafi samodzielnie namoczyć szmatki przed cyklem sprzątania).
Takim sposobem szmatkę zawsze miałem umytą dwa razy i efekty były naprawdę dobre. Hobot zaleca stosować samą czystą wodę do robota, bez dodatkowych detergentów – szkoda, choć nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wstępnie namoczyć szmatkę z detergentem do podłóg.
Aplikacja pozwala wybrać, jak często stacja Lulu ma myć szmatkę. Może robić to co pomieszczenie, co zadanie, lub co jakiś czas w przedziale 30-360 minut (skala co 30 min). Inne znane roboty pozwalają na przemywanie nawet co 6-10 minut, a tu w najbardziej intensywnej wersji ustawimy je co pokój lub co 30 minut – chciałby się jednak nieco częstszego przemywania szmatki.
Przykładowo całą kuchnię 20 m2 robot przemyje na jednej szmacie w ok. 18 minut, a taki Roborock dwa razy wraca w trakcie mycia kuchni do stacji na przemycie szmatki. Stan szmatki po mopowaniu kuchni, która nie była odkurzana i mopowana przez prawie trzy dni jest raczej kiepski. To kolejny obszar do poprawy w przyszłych aktualizacjach – dodać opcję przemywania szmatek co chociaż 10 minut, a nie tylko co 30 minut lub pomieszczenie…
Automatyczne czyszczenie szmatki w stacji można wyłączyć, podobnie jak i suszenie, a czas suszenia ustawimy w przedziale od 2 do 4 godzin – mniej więcej 3 godziny zwykle wystarczają. W aplikacji mamy fajny podgląd pod stan stacji, robota, wszystkich zbiorników i czujników, choć jest to przestawione za pomocą ikonek, które trzeba rozszyfrować – po ich kliknięciu pojawia się na szczęście legenda.
Stacja jest całkiem fajna i przemywać szmatkę potrafi – dobre efekty osiąga się przy podwójnym cyklu po 6 minut każdy, i tak też ją używałem. Zbiorniki mają wystarczającą pojemność, pamiętać trzeba o częstym opróżnianiu zbiornika wody brudnej w celu uniknięcia nieprzyjemnych zapachów.
Czyszczenie stacji jest bardzo proste, nie ma w niej tylu zakamarków do których dociera brudna woda, co w innych stacjach konkurencji – czyścimy tylko szczotki i małą niszę w której pracują, a wnęka stacji pozostaje praktycznie czysta.
Do pełni szczęścia i maksymalnej oceny przydałoby się dodanie przemywania ciepłą wodą i opcja wyboru częstszego powrotu robota do stacji na przemycie szmatki, a nie co pomieszczenie lub 30 minut.
Od razu na wstępie muszę wspomnieć, że D8 to jeden z niewielu robotów, który współpracuje nie tylko z sieciami 2,4 GHz, ale także 5 GHz i na dużych przestrzeniach potrafi przełączać się automatycznie między trzema sieciami WiFi!
Robota dodałem do apki bezproblemowo i od razu pojawiła się aktualizacja oprogramowania – testowałem go na sofcie V1.3.10, a stacja pracowała na wersji V1.22. Apka Hobot Legee to wersja 2.012 i nie zbiera zbyt pochlebnych opinii – w Google Play ma ocenę 2,5/5 z 413 opinii, a pobrano ją ponad 10 tysięcy razy.
Osobiście aż tak nisko jej nie oceniam, ale jak wspomniałem wcześniej, też miałem problemy o których wspominają inni użytkownicy, czyli powracanie mapy do stanu po pierwszym mapowania (usuwa sobie podział ręczny na pomieszczenia) i wtedy trzeba ją przywracać ręcznie, a czasem kompletnie znika jakikolwiek podział mapy.
Po wejściu w apkę mamy listę naszych urządzeń i reklamy na dole. Po kliknięciu w robota pokazuje nam się standardowy pulpit – nazwa na górze, status robota po nią, potem ikonki stanu podzespołów, które moim zdaniem nie są specjalnie czytelne i mają bardzo mały rozmiar.
Dalej znajdziemy mapę, którą można powiększać i pomniejszać, a pod nią statystyki ostatniego cyklu i procentowy poziom naładowania baterii. Na samym dole mamy start/pauzę pracy, powrót do stacji Lulu, opcję wybrania danych pomieszczeń do czyszczenia i skrót do koła trybów Talent Clean.
Wybrać możemy konkretne pomieszczenia w których robot będzie pracować lub nanieść wyznaczone obszary w kształcie prostokąta/kwadratu oraz przypisać do nich 1 z 8 trybów pracy. Koło wyboru trybów opisałem w rozdziale dotyczącym odkurzania – 7 z 8 trybów to odkurzanie z mopowaniem i nie da się w nich włączyć samego mopowania, lub samego odkurzania, a w takich zwykłych trybach jak standard, eco, czy „ssanie mocy” idealnie nadawałby się do samego odkurzania.
Jedyny tryb w którym można tylko odkurzać to tryb suchy, ale nie zmienimy w nim żadnych parametrów. Nie ma też żadnego trybu samego mopowania, jedynie w trybie bez plątania wyłącza się obrotowa szczotka główna, ale nadal działa ssanie. Naprawdę można było to rozwiązać lepiej.
Ustawienia zaczynają się od sekcji pomoc z masą opisów, samouczków, filmików i opisem aplikacji – na start bardzo przydatne informacje, bo apka jest mocno nietypowa, zwłaszcza te 8 trybów pracy. W dzienniku czyszczenia znajdziemy statystyki ostatnich 10 cykli, starsze kasują się i nie podsumowania ile robot przejechał metrów, czy minut, ale obstawiam, że było to ponad 1000 m2 w podobną ilość minut.
Nie podoba mi się, że robot koloruje obszar na niebiesko zamiast robić kreskę trasy – lepiej uwidacznia to obszary pominięte, czy takie, gdzie robot miał jakiś problem.
Harmonogramy są zaawansowane i pozwalają na wybór obszaru sprzątania, czas startu, powtórzenia i tryb pracy. Dalej znajdziemy pilot zdalnego sterowania z ręcznymi opcjami do włączenia: sprej wodny, czy czyszczenie przy ścianie (krawędziowe). Mamy też tryb szybkiego mapowania, który za pierwszym razem podwoił mapę – za drugą próbą było już ok i więcej problemów z mapowaniem nie miałem.
W ustawieniach mapy mamy podgląd pod maksymalnie 5 map i tu ręcznie możemy przełączać się między nimi. W edycji mamy możemy postawić wirtualne ściany, obszary zakazane, wskazać na mapie firany i zasłony do ignorowania przez czujniki, tak aby robot pod nimi sprzątał, połączymy pomieszczenia, podzielimy je, zmienimy nazwy i ograniczmy pokonywanie przeszkód, czy zakażemy D8 wspinania się przykładowo na podstawę lampy, czy płaską podstawę krzesła ze sklejki – sporo fajnych opcji i funkcji, zwłaszcza ta dotycząca firan.
W sekcji stacji Lulu wyłączymy automatyczne pranie materiału, wyłączymy suszenie, wybierzemy czas suszenia od 2 do 4 h i ustawimy jak często robot ma myć szmatkę – co zadanie, co jakiś czas w zakresie 30-360 minut (skala co 30 mi), lub co obszar (pokój). Narzekałem już wcześniej, że przemywanie szmatki co pokój lub co 30 minut to zbyt rzadko – przydałaby się opcja przynajmniej co 10 minut.
Ostatnia sekcja to konserwacja i zarządzanie. To tu mamy wszystkie statusy i legendy ikonek od stanu: zbiorników wody w robocie i stacji, zbiornika na śmieci w robocie, stanu czujników, blokadę przed dziećmi i ponownie ograniczenie pokonywania przeszkód.
Dalej wybierzemy język komunikatów głosowych – jest polski, możemy wgrać, lub nagrać własne komunikaty robota, ustawimy głośność i ustawimy tryb „nie przeszkadzać”.
Ostatni akapit tej sekcji to zarządzanie aktualizacjami: tu zmienimy nazwę robota, wybierzemy 1 z 3 sieci, przywrócimy ustawienia fabryczne i wejdziemy w ustawienia trybu standardowego (zdublowany, bo wybrać go możemy z koła trybów Talent Clean).
Z jednej strony funkcji aplikacja dostarcza sporo, ale z drugiej zapomina o podstawach jak wybór samego odkurzania z opcją zmiany poziomu mocy ssania, czy choćby samego mopowania z wyłączonym ssaniem. Lekko wkurzające były problemy z przywracaniem się mapy po każdym sprzątaniu do stanu początkowego, ale da się z tym żyć. Większość problemów i braków da się rozwiązać aktualizacjami, więc jest potencjał na sporo wyższą ocenę w przyszłości.
Flagowy robot marki Hobot z Taiwanu trzeba pochwalić za masę świetnych i przemyślanych rozwiązań w konstrukcji robota i stacji, ale zganić też za soft, który nie nadąża za hardware’em. Pomysł z dodatkową szczeliną przed zwykłą szczotką z włosiem jest genialny i jeśli tylko korzystamy z biegów od 3 do 5 to praktycznie żaden włos nie zaplącze się w szczotkę.
Mopowanie z 1300 ruchów przód/tył, dużą powierzchnią szmatki z dociskiem 800 g i spryskiwaniem podłogi z 4 dysz też daje świetne efekty, choć mogłyby być dużo lepsze, gdyby soft pozwalał na zagęszczenie toru jazdy – w aktualnej wersji robot praktycznie nie robi zakładki. Nie ma też opcji ustawienia sprzątania w kratkę (podwójnego) przy sprzątaniu automatycznym lub po pokojach, tylko w wyznaczonych strefach.
Koło trybów pracy TalenClean nie przypadło mi do gustu– w 7 z 8 nie możemy zmienić żadnych parametrów, 7 z 8 to tryby odkurzania połączone z mopowaniem, w jedynym trybie bez mopowania, nie da się zmienić mocy ssania, a w trybie niestandardowym, gdzie wszystkie 5 parametrów możemy ustawić ręcznie w 5-stopniowej skali, nie wybierzemy, czy robot ma tylko odkurzać, czy tylko mopować – zawsze odkurza i mopuje na raz…
Efekty odkurzania są świetne, mopowanie jest satysfakcjonujące, choć do ideału i podobnie wycenionej konkurencji nieco jednak brakuje. Stacja Lulu przemywa szmatkę zimną wodę, a nie ciepłą, suszenie odbywa się w 40 stopniach, czyli tak naprawdę letnim powietrzem, więc jest tu potencjał na dalszy rozwój produktu.
Najwięcej punktów robot zgarnia za nietypowe rozwiązania sprzętowe, świetną jakość wykonania, całkiem niezłe przemywanie szmatki (choć dla idealnych efektów trzeba cykl uruchomić 2-krotnie), ale traci na brakach podstawowych funkcji w sofcie.
Jeśli Hobot dodałby opcję zagęszczenia toru jazdy, sprzątanie podwójne (w kratkę) w każdym trybie, dał opcję wyboru samego odkurzania, samego mopowania i pozwalał w trybach Talent Clean zmieniać właściwe dla nich parametry, to spokojnie podwyższyłbym ocenę do 9 punktów.
Dodam, że z robota byłem bardzo zadowolony. Już dawno sprzęt tego typu nie sprawił mi tyle frajdy w testowaniu – fajnie, że jeszcze są producenci, którzy mają własne pomysły, a nie tylko kopiują konkurencję!
ZALETY
|
WADY
|
Szukając dobrego odkurzacza koniecznie przeczytaj nasz wpis, jak kupić odkurzacz i nie stracić. Warto również zapoznać się z poradnikiem, jaki odkurzacz dla alergika warto teraz wybrać.
Zachęcam również do zerknięcia na listę najlepszych pionowych odkurzaczy bezprzewodowych, jak również maniaKalny TOP-10 najlepszych odkurzaczy na polskim rynku oraz zestawienie najlepszych odkurzaczy piorących.
Jeśli szukasz robota sprzątającego, warto zerknąć na nasz poradnik, jaki odkurzacz automatyczny wybrać, żeby nie żałować, oraz na TOP-10 najlepszych robotów sprzątających.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Od kilku tygodni mamy dobre ceny na pionówki i roboty Dreame, a teraz sklep RTV…
Whirlpool W8I HT40 T Maxi Space to jedna z najbardziej opłacalnych zmywarek na naszym rynku…
Świetna płyta indukcyjna Electrolux CIV634 wylądowała na przecenie w sieci RTV EURO AGD. To najlepsza…
Szukasz dobrego robota, ale nie chcesz wydawać 3500-5000 zł na tegoroczne flagowce? W RTV Euro…
Sklep LG ma dobrą cenę na lodówkę GBV5250DSW. Nie dość, że po kombinacji promocji koszt…
Zapach pierników, błysk bombek i... szum odkurzacza? W ferworze świątecznych przygotowań często zapominamy, że technologia…
Komentarze
Tym ubijaniem to Hobot ośmieszył chyba wszystkie naokoło co zainwestowali w stację zwaną śmietnikiem. A jeszcze tak skompresowany brud nie pyli a kto ma robota to wie co to znaczy wysypać smieci do kosza.
Bez przesady, automatyczne opróżnianie zwalnia z nas potrzebę opróżniania, a jednak w Hobocie trzeba to zrobić raz na kilka cykli i oczyścić mocno zapchany filtr HEPA. Rozwiązanie spoko, ale stacja opróżniająca jeszcze lepsza.