iLife A11 to flagowy i topowy robot sprzątający chińskiej marki, wyróżniający się m.in. obecnością systemu LiDAR. Sprawdzam, czy warto go kupić.
Marka iLife słynie z niedrogich robotów sprzątających. W czasach gdy koncern Xiaomi skupiał się głównie na rynku GSM, iLife oferował sporo niedrogich robotów poruszających się z pomocą żyroskopu. Były to proste odkurzacze bez funkcji smart – co najwyżej mieliśmy pilot, za pomocą którego można było ustalić harmonogram sprzątania lub wybrać tryb sprzątania.
Rynek poszedł ostro do przodu. Xiaomi wypuściło kilka generacji robotów z LiDARem, a iLife dalej bawił się w prostsze konstrukcje, zostając coraz dalej za konkurencją. Pierwszym sygnałem, że coś w tej kwestii się zmienia był testowany przez nas iLife L100 oraz jego bracia: A10 i A10s. Te roboty okazały się być ciekawe, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę ich stosunkowo niskie ceny – L100 da się teraz kupić za mniej niż 800 zł, a to czyni go jednym z najtańszych robotów z radarem laserowym i mopowaniem.
Wymienione wyżej konstrukcje to w dużej mierze autorskie pomysły iLife – gumowa szczotka, dwie szczotki boczne, specjalny pojemnik na wodę z dociskiem mopa do podłoża i wprawianiem go w lekkie drgania, cyklonowa separacja kurzu w pojemniku, możliwość ustawienia mocy ssania i prędkości obrotu szczotek bocznych w 100-stopniowej skali. Jedne cechy L100 przypadły mi do gustu, a inne nie, ale chwaliłem producenta za indywidualne podejście do robotów sprzątających.
Teraz dostałem na testy model flagowy – iLife A11. Czas sprawdzić, czy jest równie udany, jak poprzednicy.
Specyfikacja iLife A11 i zestaw startowy
Jakim zaskoczeniem był dla mnie fakt, że A11 to po prostu wariacja platformy, na której zbudowano takie modele, jak Xiaomi Mi Robot Vacuum Mop Pro, Viomi SE, Viomi V2 Pro, czy Viomi V3.
To na pozór nic złego – Mop Pro to znakomity i bardzo popularny robot, ale miałem nadzieje na dalszy rozwój własnych pomysłów producenta, a nie tylko zakup znanego i mającego niemały staż rynkowy rozwiązania, po czym wsadzenia do niego nieco większej baterii, mocniejszego silnika i dodanie gumowej szczotki.
Sprawdźmy więc, w czym nowy iLfie jest lepszy od swojego brata z logo Xiaomi, który zdobył na naszym rynku kilka tysięcy pozytywnych recenzji.
Specyfikacja iLife A11:
- Moc ssania: 4000 Pa;
- Głośność maksymalna: 67 dB (według producenta);
- Moc odkurzacza: 40 W;
- Pojemność zbiornika 2w1: 200 ml wody i 300 ml na kurz;
- Pojemność zbiornika na kurz: 450 ml;
- Wysokość: 9,5 cm;
- Średnica: 35 cm;
- 3 poziomy mocy odkurzania;
- 3 poziomy dozowania wody;
- Pojemność akumulatora: 5200 mAh;
- Deklarowany czas pracy: 2h;
- Czas ładowania akumulatora: 4-5 h.
Już na pierwszy rzut oka widać, że w porównaniu do Xiaomi Mop Pro 1 generacji (jest już generacja 2 i wariant Ultra), dostajemy mocniejszy silnik 40 W zamiast 33 W (jak w Viomi V3). Wzrosło ssanie z 2100 Pa do 4000 Pa, a bateria już nie jest maleńka, a ma typowe 5200 mAh pojemności (jak w Viomi V3 Max). Zmiany zaowocowały dłuższym czasem pracy i co za tym idzie, czasem ładowania.
W zestawie z robotem dostajemy dwie szczotki: zwykłą z trzema paskami gumy oraz włosia w kształcie litry V (uwielbia zawijać włosy wokół siebie) i szczotkę silikonową, która już jest pozbawiona tego problemu. Dodatkowo mamy zapasową szczotkę boczną, filtr HEPA, dwa zbiorniki: pierwszy na kurz o pojemności 450 ml oraz drugi 2w1 o pojemności 300 ml kurzu i 200 ml wody.
Szmatki mopujące są dwie, a poza instrukcją, stacją ładowania z miejscem na nadmiar kabla, dostajemy też pilot zdalnego sterowania, więc robot nadaje się dla osób starszych, niezaznajomionych ze smartfonami i dotykowymi ekranami. Trzeba przyznać, że zestaw jest bogaty i praktycznie nic mu nie brakuje.
Budowa robota i elementy wspólne z Xiaomi Mop Pro 1 generacji
Porównując Xiaomi Mop Pro 1 generacji i iLife A11 nietrudno zauważyć, że z zewnątrz mamy dokładnie ten sam sprzęt. Obudowa, układ szczotek, mocowanie szczotki boczne, zapięcie szczotki głównej, bieżnik kół napędowych, mocowanie tacki na mop, same szmatki mopujące, umiejscowienie styków ładowania, czy stację ładowania – to wszystko jest identyczne z tą małą różnicą, że w Xiaomi możemy kupić wersję białą lub czarną, druga szmatka mopująca ma część namaczaną i wycierającą na sucho, a w A11 dostajemy dwie takie same szmatki mopujące. Nawet umiejscowienie akcesoryjnego czyścika pod pokrywą i wcięcie górnej obudowy przy kopułce radaru jest identyczne.
Dużym plusem iLife nad Xiaomi Mop Pro jest dorzucenie w zestawie szczotki silikonowej, która równie dobrze zbiera zanieczyszczenia z podłogi, a nie ma problemów plątaniem się włosów wokół jej osi. Jedyne miejsca, w których zbierają się włosy i sierść to wałek plastikowy, na który naciągnięta jest silikonowa szczotka.
Tak samo dobrze gumowany jest frontowy zderzak i w obu modelach moduł szczotki nie jest pływający, więc nie dostosowuje się do wysokości podłoża. Zestaw czujników też jest identyczny, więc mamy cztery czujniki upadku z przodu i czujnik zderzeniowy w postaci zderzaka. Z przodu jest dodatkowy czujnik optyczny, a po bokach nie żadnego.
Co do jakości wykonania nie można mieć żadnych zastrzeżeń – wszystkie materiały to plastik lub guma wysokiej jakości, żaden element robota nie rezonuje w trakcie pracy, a elementy stykające się z podłożem są świetnie zabezpieczone gumą. Mimo dość prostego zestawu czujników (jak na standardy 2022), robot jest bardzo delikatny dla przeszkód i mebli.
Jak odkurza iLife A11?
Starsze modele bazujące na tej platformie od Viomi spisują się po prostu dobrze, więc czy może być inaczej z iLife A11? Spora bateria, wysoka moc ssania, LiDAR z typowym zestawem czujników i dodatkową gumowaną szczotką to przepis na sukces i z grubsza jest to robot lepszy od Xiaomi i Viomi, ale z drobnymi wpadkami.
Testowałem niejednego robota z ssaniem 2500-4000 Pa i baterią 5200 mAh – wszystkie potrafiły za jednym cyklem baterii sprzątnąć cały dom, czyli ok. 160 m2 podłogi (według map robotów po odliczeniu mebli i ścian). Sporym zaskoczeniem było dla mnie, że iLife A11 dał radę sprzątnąć na tej samej baterii i 1 z 3 poziomów mocy ssania ok. 145 m2 podłogi, mając już tylko 7% baterii (konkurencja wraca do bazy na ładowanie przy stanie ok. 16-18%).
Takim sposobem nie sprzątnął 1,5 sypialni oraz garderoby. Niestety, robot po naładowaniu nie dokończył sprzątania – skasował sobie cykl, gdyż podniosłem go w celu sprawdzenia, czy szczotka nie jest zablokowana. Drugie podejście do zrobienia mapy było już nieco bardziej udane.
Robot na jednym cyklu baterii sprzątnął 147,4 m2, zostawiając wąski pasek niesprzątniętej podłogi w salonie, a dla ułatwienia zamknąłem mu dostęp do 2 garderób (ok. 6 m2). Gdy tylko doładował się do 60%, sam wystartował w celu dokończenia sprzątania.
Ciekaw jestem z czego wynika nieco mniejszy czas pracy robota od konkurentów z tymi samymi bateriami i ssaniem. Najprawdopodobniej to efekt innej skali poziomów ssania. A11 ma 3 poziomy, a konkurencji 4, więc obstawiam, że 1 z 4 poziomów mocy w takich modelach jak Viomi S9 UV, Dreame L10 Pro, czy Z10 Pro ma nieco niższą moc ssania (zazwyczaj 800 Pa). Moją teorię potwierdzają pomiary głośności z pierwszego biegu:
- Ilife A11 – 64 dB;
- Dreame L10 Pro – 57 dB;
- Dreame Z10 Pro – 58,5 dB;
- Viomi S9 UV – 62 dB.
Szybko zrezygnowałem z używania szczotki z włosiem – zbiera włosy świetnie, tylko szkoda, że nie do zbiornika, a wokół własnej osi. Silikonowa szczotka jest bardzo miękka i ma dłuższe wypustki w kształcie litery V niż te w iRobocie, oraz Roborocku, a do tego jest bardziej miękka. Skutkiem tego jest wydawanie skrzypiących dźwięków przy każdym skręcie.
Na początku było to dość denerwujące, bo dodatkowe dźwięki dobiegające z podzespołu szczotki zazwyczaj sugerują, że coś się zawinęło, a to po prostu źle zaprojektowana szczotka lubi sobie poskrzypieć. Po paru minutach nie zwraca się na to uwagi, a i tak wolę szczotkę silikonową z dodatkowymi efektami dźwiękowymi, niż tradycyjną szczotkę, beż żadnych ulepszeń niwelujących plątanie się włosów (przykładowo grzebień wyczesujący).
Co do samego sprzątania to pierwszy bieg jest w zupełności wystarczający do sprzątania każdej powierzchni, z wyjątkiem dywanów czy wykładzin – na nich warto uruchomić wyższy bieg – najlepiej turbo. Robot nie ma funkcji rozpoznawania dywanów i zwiększania automatycznie mocy, gdy na nie wjedzie.
Gdy włączamy robota w znanym mu środowisku (ma zrobioną i zapamiętaną mapę), porusza się inteligentnie, omija przeszkody, a do nowych przylepia się bardzo delikatnie. Dodatkowym zabezpieczeniem jest pasek gumy na frontowym zderzaku. A11 nigdy nie miał problemu ze znalezieniem stacji ładowania, a do pełna ładuje się w ok. 4 h.
Głośność pracy robota jest nieco wyższa od konkurentów z podobnej półki cenowej – pierwszy bieg to 64 dB, drugi osiąga 67,5 dB, a maksymalny 70 dB. Pomiaru dokonałem z odległości ok. 40 cm od robota.
Denerwująca jest funkcja edycji mapy – nie możemy dzielić dowolnie pomieszczeń poprzez nałożenie punktu początkowego i końcowego linii rozdzielającej, a kreślimy linię przesuwając palcem po ekranie – to rozwiązanie mało precyzyjne, bo ciężko trafić w konkretny punkt, a do tego w wielu miejsca nie można jej po prostu narysować.
Efekt jest taki jak na moich mapach – salon, jadalnia, kuchnia i hol to jedno wielkie pomieszczenie. Tylko pokoje mające własne drzwi, zostały prawidłowo podzielone przez oprogramowanie. To chyba największa wada wynikająca z zastosowanego oprogramowania.
Jak iLife A11 radzi sobie z myciem podłóg?
W przeciwieństwie do iLife L100, A11 nie ma żadnej technologii polepszającej mopowanie. To zwykła tacka ze szmatką i dozowaniem wody z 200 ml zbiornika. Możemy wybrać 1 z 3 poziomów dozowania i ostatni dozuje jej znacznie więcej niż w L100, ale co z tego, skoro robot nie ma żadnych programowych usprawnień mycia podłóg.
Robot nie zagęszcza toru jazdy podczas mopowania – robi tylko kilku centymetrową nakładkę, więc każda powierzchnia jest dotykana mopem jeden, maksymalnie dwa razy, a czasem pozostawia 5-8 cm pasek pomiędzy, co widać na gifie wyżej.
Nie ma tu opcji mopowania w jodełkę, w kratkę czy trybu intensywnego. Na dodatek przyleganie mopa do podłoża jest stosunkowo słabe, więc nie dziwią suche pasy podłogi. Sytuację ratuje nieco największa na rynku powierzchnia mopa, ale to nie wystarczy, aby pokonać w mopowaniu (także przeciętnego) L100.
W teście usuwania zaschniętej plamy po espresso, robota ustawiłem w tryb sprzątania strefowego i wybrany obszar miał sprzątnąć podwójnie – efekty widać na GIFie – są mizerne, typowe dla robotów bez żadnych technologii wspomagających mopowanie, a z tak dużą szmatką wystarczyłby dodać tryb mycia w jodełkę – w Viomi V3 i Xiaomi Mop Pro znacząco poprawia on efekty ścierania plam.
Tryb mopowania w iLife A11 trzeba potraktować jako wsparcie odkurzania – duża szmatka zbierze delikatne zabrudzenia, ale nie usunie plam i nie zdezynfekuje podłoża. Oczywiście iLife chwali się, że ich zbiornik o 200 ml pojemności wystarczy nawet na więcej niż 100 m2 podłogi, lecz osobiście wolę często mopować pomieszczenie po pomieszczeniu, a pomiędzy wymieniać szmatkę na czystą (w zestawie są dwie).
Dodatkową wadą systemu mopowania jest kapiąca woda ze zbiornika – po powrocie do stacji parę kropel z układu grawitacyjnie spada na szmatkę lub – jeśli ją usunęliśmy – na podłogę. Warto od razu po skończonym cyklu usunąć pojemnik, opróżnić go z wody i kurzu, a także odczepić szmatkę – zwłaszcza jeśli masz podłogę drewnianą lub panele.
Aplikacja i sterowanie
Robotem sterujemy za pomocą nowej aplikacji iLife Vac, na razie przeznaczonej tylko dla modelu A11. W stosunku do apki z modeli L100 i A10 mamy tu mniej opcji. Program na razie nie występuje w polskiej wersji językowej – domyślnie mamy język angielski.
Aplikacja wymaga założenia konta, a cała konfiguracja zajmuje dosłownie parę chwil. Pierwszy ekran aplikacji to wybór urządzenia – na dzisiaj to trochę bez sensu, skoro w aplikacji jest tylko jeden dostępny model. Na tym ekranie dodaje się urządzenia, usuwa i zmienia hasło konta. Można też z jego poziomu uzyskać pomoc, lub udostępnić robota innym domownikom.
Po wejściu w nasz model widzimy standardowy układ. Od góry mamy status robota i wybranym trybem pracy oraz zębatką ustawień. Poniżej znajduje się mapa, którą można przybliżać i oddalać, a w jej narożnikach mamy ikony od wybierania pokoi, jak i pozycjonowania widoku na robocie.
Dół podzielono na dwa paski. Pierwszy to statystyki robota: sprzątnięty obszar w m2, poziom naładowania baterii w procentach (dużo lepsze rozwiązanie niż ikonka z poprzedniej aplikacji) i czas ostatniego sprzątania. Drugi pasek to ikony: powrotu do stacji, mapy, start/pauza, poziomy mocy i dozowania wody, oraz „więcej”.
Po wejściu w mapy ukaże się nam ekran z wszystkimi zapamiętanymi mapami – producent podaje, że robot zapamiętuje 10-20 map, co jest dość niezrozumiałe, ale zakładając, że jest to dolny pułap 10 map i tak jest to wystarczająca ich ilość.
To także tu edytujemy mapy i je kasujemy. Jak już wcześniej wspomniałem, edycja map jest trudna – nie udało mi się podzielić otwartej przestrzeni korytarza, kuchni, jadalni i salonu na osobne pomieszczenia.
Poziomów mocy ssania mamy trzy: eco, standard i turbo. Wodę także dozujemy w 3-stopniowej skali. Pod ikoną „więcej” kryją się dodatkowe funkcje: sterowanie ręczne, szorowanie, sprzątanie krawędziowe, sprzątanie punktowe, wstawianie obszarów sprzątania, opcja czyszczenia podwójnego (niestety nie sprząta w kratkę, a dwa razy po swoich śladach), harmonogramy i historię sprzątania.
Harmonogramy są całkiem fajnie zaprojektowane – wybierzemy mapę, tryb sprzątania (auto, Edge, scrubbing), czyszczenie podwójne, ustalimy godzinę startu, powtarzalność w konkretne dni, ustalimy moc i ilość dozowanej wody.
W historii sprzątania zobaczymy podgląd pod wszystkie cykle oraz podsumowanie – u mnie robot przejechał ok. 650 metrów w 672 minuty. Map historycznego sprzątania nie da się przybliżać: widzimy czas sprzątania i metraż, a dodatkowo tryb w jakim sprzątał A11, moc ssania i ilość powtórzeń.
W ustawieniach nie ma wielu opcji. Możemy zmienić imię robota, ustalić strefę czasową, udostępnić urządzenie innym użytkownikom i ustawić przedział godzinowy trybu cichego. Głośność komunikatów można regulować prostym suwakiem, można wyłączyć pamięć map, przeprowadzić i kalibrację żyroskopu.
Ostatnie opcje to podgląd pod zużycie szczotki głównej, bocznej, filtra i mopa. W tym miejscu ma się w przyszłości pojawić opcja zakupu nowych akcesoriów. Ostatni punkt to aktualizacja oprogramowania – mój robot pracował na wersji I1.1.6.03.28R.
Na koniec dodam, że aplikacja nigdy nie zacinała się, nie restartowała, ale ma spore braki funkcjonalne – brakuje dodatkowych trybów pracy, jak sprzątanie podwójne w poprzek, a nie tylko dwa razy po swoich śladach i nie mamy dobrego trybu mopowania – robot nie zagęszcza toru jazdy S, nie ma mycia w jodełkę (Y).
Do tego fajnie byłoby przypisać na mapie poziomy mocy ssania i dozowanej wody do danych pomieszczeń, zaznaczyć dywany w celu zwiększenia mocy ssania. Program można zaktualizować, więc obstawiam, że sporo nowości pojawi się w następnych miesiącach. Modele na których bazuje iLife A11 mają większość z wymienionych funkcji.
Czyszczenie robota oraz koszty eksploatacji
Ogromną zaletą bazowania na platformie Viomi jest znakomita dostępność części eksploatacyjnych i zamiennych. Do tego ceny także są kosmicznie niskie – zestaw na przynajmniej rok użytkowania złozony z 4 filtrów, 4 szczotek bocznych, 2 szczotek głównych z włosiem to koszt poniżej 60 zł.
Czyszczenie robota jest proste, pod warunkiem, że nie używamy szczotki zwykłej, a tą silikonową. Boczna szczotka jest łatwo wypinana – to spory plus w porównaniu do robotów z szczotką na śrubkę. Zaprojektowano ją tak, że nie wiele włosów się wokół niej owija. Silikonowa szczotka zbiera włosy tylko na swoich końcówkach i jest ich bardzo mało.
Przednie koło podporowe także jest wyjmowane i rozbieralne, więc z łatwością usuniemy kurz, który lubi zbierać się na jego osi. Czujniki nie brudzą się nagminnie, a gdyby coś je zasłoniło, to robot wyśle nam odpowiednie powiadomienie o konieczności ich przeczyszczenia.
Oczywiście wolałbym użytkować wariant biały, którego iLife nie oferuje – na czarnym widać każdą drobinkę kurzu i odciski palców.
Czy warto kupić iLife A11?
iLife A11 polecić mogę każdemu, kto nie przykłada większej uwagi do trybu mopowania.
Najnowszy odkurzacz iLife to sprzęt na średnie i duże metraże. Dzięki świetnym harmonogramom może sprzątać podczas naszej nieobecności, a wtedy głośność pracy nikomu nie będzie przeszkadzać.
To porządny sprzęt – bazuje na sprawdzonej platformie od Viomi, stosowanej od prawie dwóch lat. Urządzenie jest delikatne dla mebli, świetnie mapuje pomieszczenia, choć nie najlepiej rozwiązano edycję map pomieszczeń otwartych.
Pod względem mopowania nie ma żadnych niespodzianek – brak dodatkowych technologii wspierających ten proces, mały docisk mopa do podłoża i brak usprawnień mycia w sofcie dają w sumie mizerne efekty. Mopowanie należy traktować jako wspomaganie odkurzania, ale nie proces zastępujący ręczne mopowanie.
Po teście iLife L100 spodziewałem się dalszych usprawnień w aplikacji, lecz niestety wykorzystanie platformy od Viomi wymusiło stworzenie nowego oprogramowania, które nie jest specjalnie rozwinięte: brakuje wielu opcji, które (mam nadzieję) zostaną dodane w kolejnych aktualizacjach.
Osobną kwestią jest cena urządzenia (która nie podlega naszej ocenie końcowej). Robot podczas premiery kosztował 299 dolarów, co w przeliczeniu daje około 1200 zł, czyli podobnie do słabszego pod względem mocy i pojemności akumulatora Xiaomi Mop Pro 1 generacji i podobnie do Viomi V3 o zbliżonych parametrach.
Aktualnie kwota ta oscyluje w przedziale 1750 zł, co jest już astronomiczną ceną, jak na to, co ten sprzęt oferuje. Za te pieniądze można mieć roboty wyposażone w stację opróżniające lub sprzęt z lepszym mopowaniem – np. Roborock S7. Do tego pamiętajmy o istnieniu modelu L100, który aktualnie kosztuje mniej niż 1000 zł, a ma ciekawiej rozwiązane mopowanie, bardziej rozbudowaną aplikację i równie bogaty zestaw startowy.
Mam nadzieje, że A11 to rozwiązanie pomostowe, a w między czasie iLife pracuje nad własnymi konstrukcjami – poprzednie modele pokazały, że firma ma sporo do zaoferowania i wiele świetnych pomysłów. Szkoda byłoby zmarnować ten potencjał na brandowanie urządzeń Viomi.
ZALETY
|
WADY
|
To również warto przeczytać!
Szukając dobrego odkurzacza koniecznie przeczytaj nasz wpis, jak kupić odkurzacz i nie stracić. Warto również zapoznać się z poradnikiem, jaki odkurzacz dla alergika warto teraz wybrać.
Zachęcam również do zerknięcia na listę najlepszych pionowych odkurzaczy bezprzewodowych, jak również maniaKalny TOP-10 najlepszych odkurzaczy na polskim rynku oraz zestawienie najlepszych odkurzaczy piorących.
Jeśli szukasz robota sprzątającego, warto zerknąć na nasz poradnik, jaki odkurzacz automatyczny wybrać, żeby nie żałować, oraz na TOP-10 najlepszych robotów sprzątających.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.