IMILAB V1 to robot odkurzający marki znanej głównie z produkcji sprzętu do monitoringu. Wyróżnia się przystępną ceną i obecnością stacji opróżniającej. Sprawdzamy, czy warto kupić ten sprzęt.
IMILAB V1 to nowy gracz w kategorii robotów sprzątających. Nie ma co się dziwić – rynek automatycznych odkurzaczy rozwija się jak szalony, więc każda firma mającą kompetencje lub kapitał, chce dołączyć do grona producentów inteligentnych robotów.
Marka IMILAB znana jest ze sprzętu do monitoringu i ogólnego bezpieczeństwa domowego. Firma odpowiada za około 90% oferty Xiaomi w tej kategorii, produkując dziesiątki modeli kamer, czujników, zamków i urządzeń monitorujących. Na fali sukcesów innych chińskich firm (jak Roborock czy Dreame), IMILAB wchodzi do świata robotów odkurzających z modelem V1.
Dodam, że premiera nie obyła się bez problemów. Producent kilkukrotnie przesuwał debiut odkurzacza z uwagi na kłopoty z logistyką, sporo było również problemów z oprogramowaniem. Dlatego test IMILAB V1 prezentujemy dopiero dzisiaj, mimo że spędził z nami już ponad 2 miesiące.
Sprzedaż odkurzacza V1 ruszyła 23 sierpnia. Sprzęt można kupić w dobrej promocji na start – kosztuje 424.99 dolarów, czyli około 1670 zł z VAT.
Jak osiągnąć tak dobrą cenę? Trzeba zastosować kody rabatowe: „PLSPADEK30” i „EOSSAFF30”, a jeśli do tego masz monety AliExpress, cenę obniżysz o jeszcze kilka dolarów. Tak dobrą cenę uzyskasz tylko z zamówieniem z polskiego magazynu, a oferta ograniczona jest do 500 sztuk.
Producent przewidział również masę gratisów dla kupujących:
Tak prezentuje się skrócona specyfikacja robota IMILAB V1:
Oceniając po parametrach można napisać, że IMILAB V1 niczym już nie zaskakuje, gdyż testowaliśmy już kilka bardzo podobnych konstrukcji – choćby Roidmi Eve Plus, czy Lydsto R1. Żeby było ciekawiej, wszystkie są podobnie wycenione, a różnią się dosłownie szczegółami.
V1 ma taką samą moc ssania jak Roidmi Eve Plus i Lydsto R1, ale stacja opróżniająca jest mocniejsza o 100 W, a zbiornik na kurz jest tu większy o 100 ml względem tego w R1.
Zestaw startowy jest bogaty. Wraz z robotem i stacją opróżniającą, dostajemy 10 mopów jednorazowych, jeden z mikrofibry, 5 worków na kurz, zapasową boczną szczotkę i dodatkowy filtr HEPA. Nie zapomniano o świetnym nożyku ze szczotką do czyszczenia odkurzacza.
Pierwszy kontakt z IMILAB V1 nie był specjalnie udany. Kiedy robot do nas przyjechał nie mogliśmy go nawet skonfigurować, gdyż aplikacji producenta nie dodano do sklepu Google, nie był również podpięty pod bazę Xiaomi Home. Na szczęście to się zmieniło kilkanaście dni przed premierą – dzisiaj możesz już podpiąć robota pod aplikację Xiaomi, na dedykowane oprogramowanie IMILAB trzeba niestety jeszcze poczekać.
Producent chwali się tym, że robot pracuje w wielu językach, a sprzedawana jest tylko wersja globalna. To prawda, ale trzeba też dodać, że tak źle przetłumaczonej aplikacji jeszcze nie widziałem.
Przykłady? Na głównym ekranie znajdziesz funkcje „Rozpocznij ładowanie”, „Zamiatanie ssania”, „Woda do wycierania” i „Rozpocznij czyszczenie”. Wybierając poziomy mocy zobaczysz ustawienia „cicho”, „standardowy”, „potężny” i „MAX”. Wygląda to tak samo źle, jak brzmi, a w głębi menu jest tylko gorzej…
Oprogramowanie ma też sporo błędów (jak widać na zdjęciach) – dolna belka z przyciskami funkcyjnymi Androida zasłania 1/3 napisów. Zdarzyło mi się również, że po 2 tygodniach sprzątania w lipcu, mając już idealnie podzieloną mapę domu, robot nagle wszystko „zgubił”. Wraz z mapą, zniknęły zapisy sprzątania, dlatego na zrzucie ekranu widać tylko te od 25 lipca.
To wszystko sprawia, że oprogramowanie V1 wygląda jakby było dopiero w fazie beta wymagającej jeszcze sporej ilości testów i poprawek. Niestety, jedyna aktualizacja, która się pojawiła, to ta z przełomu czerwca i lipca – przez pozostałe 2 miesiące IMILAB nie wydał żadnej łatki.
Sama aplikacja Xiaomi Home ma prostą konfigurację – jak już sprzęt został uwzględniony w bazie Xiaomi, dodanie robota zajęło mi dosłownie kilkadziesiąt sekund. Po tapnięciu w robota mamy typowy ekran główny, znany z większości robotów.
Od góry edytowalną nazwę i 3 kropki przenoszące nas do menu sprzętu. Poniżej robot pokazuje aktualny status: ładowanie, czyszczenie itp. Niestety nie jest to dokładny status – od razu po zakończeniu sprzątania, robot zmienia komunikat z czyszczenia na ładowanie, mimo że nie dojechał jeszcze do stacji – w tym miejscu powinien być komunikat „powrót do bazy”.
Po prawej stronie mamy możliwość wyboru jednego z czterech trybów pracy:
Logicznie nazwano tylko tryb 1 i 4, ale 2 i 3 można jakoś sprecyzować, bo na pierwszy rzut oka nie wiadomo czym się różnią – żeby było zabawniej, czyszczenie strefowe to czyszczenie obszaru, a czyszczenie strefy to sprzątnie po pokojach – totalny bałagan.
Poniżej znajdziemy czytelną mapę z opcją przybliżania i pełnej edycji. Po zmapowaniu parteru domu o powierzchni ponad 160 m2 (według robota), z łatwością podzieliłem wszystko na konkretne pokoje i zapisałem mapę. Pod symbolem mapy mamy opcję edycji strefy, postawienia strefy zakazanej lub wirtualnej ściany, a także przełączymy się między wieloma mapami pomieszczeń lub pięter.
Pod mapą zlokalizowano ramkę z statystykami: obszar sprzątania, czas sprzątania i pozostałą baterię. Wskazania są precyzyjne i czytelne. Dolną belkę z czterema przyciskami już opisałem wyżej, lecz nie tylko poziomy mocy i same funkcje są dziwnie nazwane, ale także poziomy dozowania wody… Pierwszy poziom to „Mała woda, drugi to „sweep_water_pump2”, a trzeci „MAX”.
Po kliknięciu w 3 kropki w górnym prawym rogu przechodzimy do menu. Od góry mamy ustawienia robota gdzie ustalimy, czy robot ma zwiększać moc ssania gdy wykryje dywan lub wycieraczkę, ustawimy strefę czasową, tryb nie przeszkadzać i harmonogram sprzątania. Jest też zakładka „Głos i Głośność”, ale realnie ma w niej opcji wyboru głosu, tylko suwak z poziomem głośność – może w przyszłości pojawi się tam coś więcej.
Pod ustawieniami robota możemy wybrać tryb pracy stacji opróżniającej. Opcje są cztery:
Dodatkowo jest przycisk do włączenia natychmiastowego opróżnienia.
Pod hasłem „Wyczyść zapisy” kryje się po prostu historia sprzątania z mapami i statystykami. Dowiemy się tu, ile metrów kwadratowych nasz robot sprzątnął w swoim życiu, ile zajęło mu to czasu i ile cykli na to poświecił. Niestety, tak jak już wspomniałem, po dwóch tygodniach intensywnego sprzątania robot sam sobie skasował aktualne mapy (parter i piętro), a także usunął historie sprzątania i zresetował zużycie filtrów.
Kolejnych dwóch sekcji nie chciało się producentowi przetłumaczyć, choć może to i lepiej. Mowa o zakładkach „Consumables Records” i „Reset Map” – pierwsza to statystyki zużycia części eksploatacyjnych, jak filtr HEPA, szczotka boczna, główna szczotka nazwana tu „środkowym pędzlem” czy czystość 7 czujników. Poza wskazaniem procentowym mamy tu czytelne grafiki. Druga z nieprzetłumaczonych sekcji robi to, do czego została stworzona – resetuje mapy, choć jak widać, robot potrafi zrobić to samemu, bez naszej ingerencji.
Tryb zdalnego sterowania to prosty joystick, a funkcja lokalizacji robota nakazuje mu odezwanie się w języku angielskim – łatwiej go odnaleźć, gdy zaklinuje się pod kanapą czy szafą.
W dolnej sekcji mamy mniej potrzebne ustawienia jak nazwę robota, zarządzanie lokalizacją, proste udostępnianie urządzenia innym telefonom/tabletom i funkcje automatyzacji. To tu sprawdzimy, czy jest dostępna aktualizacja oprogramowania, której jak na złość nie dostałem przez prawie 2 miesiące, mimo że jest co poprawiać. Na dzień publikacji testu (dzień premiery robota), oprogramowanie nadal pozostaje w stanie opisanym wyżej. Moja sztuka pracowała na wersji 0.2.3_2249. W teorii jest sekcja „Pomoc i informacja zwrotna”, ale nie liczyłbym na jakąś reakcję producenta.
Na końcu karty ustawień mamy przycisk usunięcia urządzenia z Xiaomi Home, co po wielu przygodach z IMILAB V1 uczyniłem z przyjemnością. Nie zrozum mnie źle – V1 ma spory potencjał i może być tak samo dobrym robotem, jak Roidmi Eve Plus i Lydsto R1 – wszystkie są przecież sterowane są za pomocą tej samej aplikacji Xiaomi Home, ale producenci tamtych robotów przyłożyli się do jakości oprogramowania.
Szczerze, wolałbym mieć aplikację w języku angielskim niż to słabe spolszczenie. Inna sprawa, że wystarczy jedna porządna łatka z poprawkami i robot będzie pracować bezproblemowo.
Robot radzi sobie z każdym rodzajem powierzchni. Cztery biegi o przedziwnych, spolszczonych nazwach pozwalają na wybranie właściwego na każdy rodzaj powierzchni (w nawiasach podałem nazwy z angielskiej wersji językowej):
Robot w trybie cichym ledwie przekracza 60 dB głośności pracy, w drugim 65,9 dB, trzecim 73,6 dB, a maksymalnym 75,2 dB. Sama stacja osiąga prawie 80 dB. To dość typowe parametry pracy dla robota, a w trybie cichym spokojnie można prowadzić rozmowę zdalną na Teams czy Zoom – rozmówcy nie słyszą hałasu sprzątania. Pomiary wykonywałem z odległości 30 cm od urządzenia miernikiem firmy Voltcraft, a spora różnica z tym, co podaje producent, może wynikać z większej odległości pomiaru.
Zbiornik na kurz o pojemności 300 ml nie należy do dużych, ale z uwagi na obecność stacji opróżniającej nie jest to wada. Minusem za to jest fakt, że pojemnik na śmieci połączono z pojemnikiem na wodę (250 ml). Osobiście wolę rozwiązanie z osobnymi zbiornikami – dają większe pojemności i nie ma ryzyka dostania się wody do pojemnika na kurz.
IMILAB V1 sprząta dokładnie. Nie zauważyłem żadnych dziwnych zachowań, co potwierdzają też mapy. Robot zazwyczaj sprzątał w trybie „potężnym”, czyli średnim (3 z 4), a przy sprzątaniu całego domu ustawiałem go w tryb cichy lub standardowy.
Na sprzątnięcie ponad 160 m2, potrzebował mniej więcej 160 minut i całe sprzątanie załatwiał na jednym ładowaniu, pozostawiając sobie jeszcze 20-30% baterii. W trybie MAX dał radę sprzątnąć salon z jadalnią i kuchnią o łącznej powierzchni 85 m2 (według robota). Przy prostszym układzie pomieszczeń pewnie bezproblemowo uzyskałby deklarowane przez producenta 100 m2.
Front odkurzacza jest dodatkowo gumowany, a robot nie obija się o meble. Dobrze, że główna szczotka jest konstrukcją pływającą, więc dostosowuje się do podłoża.
Bardzo przypadła mi do gustu stacja opróżniająca – z tyłu mamy zwijacz kabla, a z przodu styki ładowania zlokalizowane dość wysoko, więc nie ma ryzyka dojścia wody z mopa, gdyby coś wyciekło (choć sam robot komunikuje, że przy ładowaniu nie powinno się trzymać wody w pojemniku i mokrego mopa).
Połączenie robota z kanałem oprowadzającym nieczystości jest uszczelnione, a robot mocno dociska się podczas podjazdu. Podobnie jak w Roidmi Eve Plus mamy na froncie stacji wygodne wskaźniki LED – stan baterii robota, status odbierania kurzu (jakby ktoś nie słyszał) i powiadomienie o pełnym worku. W stacji znalazło się miejsce na praktyczny czyścik ze szczotką i nożykiem.
Tu już nie jest tak kolorowo, jak w przypadku samego odkurzania. Robot dozuje bardzo mało wody na szmatkę nawet na maksymalnym 3 z 3 poziomów. Po podwójnym mopowaniu salonu, jadalni i kuchni o łącznej powierzchni 85 m2, z pełnego zbiornika zniknęła jedynie 1/3 wody (jakieś 80 ml), a na zdjęciu widać, że po przejeździe robota w trybie mopowania spora część podłogi jest sucha.
Robot nie poradził sobie z zaschniętymi plamami po kawie i herbacie, ale tu jedynie kilka robotów zdaje test plam celująco. V1 mopować potrafi tylko w podstawowy trybie S (raz przy razie) – nie ma mopowania w jodełkę ani trybu intensywnego, zagęszczającego tor poruszania się.
Funkcja mopowania w IMILAB V1 jest więc po prostu przecieraniem podłogi ledwie dotykającą podłoża szmatką. Niedostateczna ilość wody i słabe przyleganie mopa do podłogi dają mizerne efekty, więc można tą funkcję traktować jako wsparcie zwykłego odkurzania, ale nie substytut mycia ręcznego.
Dodam również, że w naszym egzemplarzu funkcja mopowania początkowo w ogóle nie działała: robot nie dozował wody na szmatkę. Problem okazał się prosty do rozwiązania – styki pojemnika na wodę nie dochodziły prawidłowo do tych w robocie, więc wystarczyło mocniej docisnąć pojemnik. Niemniej, takie rzeczy nie powinny mieć miejsca – widać, że IMILAB ma jeszcze sporo do nadrobienia względem konkurencji.
Świetnie rozwiązano kwestię filtracji – mamy tu porządny filtr HEPA pod klapą zbiornika na kurz. Dodatkowy filtr zabezpieczony jest nakładką z siateczką, więc większość kurzu to na niej się zatrzymuje. Na razie nie znamy kosztu części do V1, ale filtr i szczotki nie powinny być drogie.
Stacja opróżniająca czyści się łatwo – mamy tylko do wymiany worki, a jeśli coś utknie w kanale to od spodu można się do niego dobrać – jest przeźroczysty, więc od razu widać w jakim jest stanie. Moc stacji opróżniającej i szczelność kanału daje dobre efekty – pojemnik z robota jest opróżniany w 98% – jedynie pozostaje to, co utknęło między klapką zamykającą zbiornik, a ścianką zewnętrzną.
Główną szczotkę czyści się łatwo, podobnie jak pojemnik. Zastrzeżenia mam do bocznej szczotki – jest montowana na śrubę zamiast na klips, więc jej wypięcie do czyszczenia wymaga użycia śrubokręta. Ciężko wyjmuje się też przednie koło, w które wplątują się włosy i kurz.
IMILAB V1 to robot z potencjałem. Niestety, ma również kilka wad. Kiepskie mopowanie można mu wybaczyć – to cecha wielu robotów – ale błędy w tłumaczeniu aplikacji czy samoistny reset mapy i historii sprzątania nie powinny się wydarzyć. Szkoda, bo przecież większość tych problemów zapewne rozwiązałaby jedna porządna aktualizacja.
Jeśli pominiemy kwestie oprogramowania i skupimy się na samym odkurzaniu, to tu ciężko się do czegoś przyczepić. Robot jest bardzo dokładny i sprząta szybko. V1 ma znakomity czas pracy na baterii, więc nadaje się nawet do dużych domów, a dzięki stacji opróżniającej staje się urządzeniem autonomicznym nawet na 30 dni.
Gdyby nie wpadki z oprogramowaniem i słabe mopowanie, robota oceniłbym przynajmniej 2 punkty lepiej. Mam nadzieję, że producent poprawi soft, bo wtedy IMILAB V1 będzie całkiem dobrą propozycją w przystępnej cenie.
ZALETY
|
WADY
|
Szukając dobrego odkurzacza koniecznie przeczytaj nasz wpis, jak kupić odkurzacz i nie stracić. Warto również zapoznać się z poradnikiem, jaki odkurzacz dla alergika warto teraz wybrać.
Zachęcam również do zerknięcia na listę najlepszych pionowych odkurzaczy bezprzewodowych, jak również maniaKalny TOP-10 najlepszych odkurzaczy na polskim rynku oraz zestawienie najlepszych odkurzaczy piorących.
Jeśli szukasz robota sprzątającego, warto zerknąć na nasz poradnik, jaki odkurzacz automatyczny wybrać, żeby nie żałować, oraz na TOP-10 najlepszych robotów sprzątających.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Słynny Monsieur Cuisine Smart (nazywany "Lidlomixem") doczekał się świetnej przeceny na najnowszą wersję kolorystyczną. MC…
Od poniedziałku 25 listopada do soboty 30 listopada znajdziesz w Lidlu spore rabaty na AGD…
Na polskim rynku debiutuje Dreame R20 Aqua, czyli odkurzacz Dreame R20 w wersji z końcówką…
Lidl wrzucił kolejną pulę grubych przecen na narzędzia marki Parkside. Promki są naprawdę dobre, dostawy…
W Oficjalnym sklepie Allegro szykuje się mega okazja na odkurzacz Dyson V12 Detect Slim Absolute.…
Polski Amazon ma kozacką ofertę na ekspres Philips EP2330/10 z systemem spieniania LatteGo. W takiej…