Od kilku lat rynek elektroniki użytkowej kręci się wokół inteligentnych telefonów, czyli smartfonów. Smart są też telewizory, zaczynają być zegarki i samochody. Coraz więcej elementów naszego otoczenia posiada procesor, system operacyjny i dostęp do Internetu. Wkraczamy do epoki Internetu rzeczy, a rynek AGD nie będzie tu enklawą tradycyjnych rozwiązań. Nasze domy staną się w całości Smart – postarają się o to korporacje, które już zaczęły kroić branżowy tort.
Zagadnienie inteligentnego domu poruszaliśmy na AGDManiaKu niejednokrotnie, ale trudno się temu dziwić – przybywa firm, które chcą uczynić to miejsce inteligentnym. Mowa zarówno o starych wyjadaczach prezentujących autonomiczne odkurzacze, pralki sterowane smartfonami czy lodówki informujące domowników, że kończy się okres ważności mleka, jak i o nowych graczach szukających sobie miejsca w sektorze rynku czekającym na podbicie. Bo nie ulega wątpliwości, że w naszych łazienkach i kuchniach jeszcze nie dokonała się rewolucja – dopiero trwają do niej przymiarki.
Od pewnego czasu wiadomo, że grono owych starych wyjadaczy, których udziału mogliśmy się spodziewać w wyścigu o pieniądze płynące z tytułu unowocześniania domów, nie ograniczy się do Samsunga, LG czy Electroluxa. Te firmy wydają się oczywistymi uczestnikami batalii o nasze portfele – zwłaszcza dwie pierwsze, ponieważ w swojej ofercie mają i sprzęt ultramobilny i telewizory. Wszystkie urządzenia można sensownie spiąć i stworzyć klientom Smart home z logo jednej firmy. Interes wyczuli jednak także inni wielcy z sektora IT: Google, Apple oraz Microsoft. Ta ostatnia korporacja udostępniła deweloperom niekomercyjną wersję nowego Windowsa, która ma być wykorzystywana przy okazji podłączania AGD do Sieci. Oczywiście na AGD sprawa się nie kończy – to jeden z wielu elementów układanki.
Samsung wyciągnął portfel
Działania Microsoftu na tym rynku można uznać za skromne, gdy porówna się je z ruchami wykonywanymi przez innych wielkich graczy. Prezentację tej grupy można zacząć od Samsunga, bo to właśnie koreański gigant wybrał się ostatnio na zakupy i dokonał paru przejęć. Najgłośniej było z pewnością o kupnie firmy SmartThings. Doniesienia na temat tej transakcji krążyły w branży już od pewnego czasu, sprawa wydawała się przypieczętowana i niespodzianki nie było – Koreańczycy za 200 mln dolarów nabyli przedsiębiorstwo rozwijające ideę inteligentnego domu.
SmartTings tworzy system, dzięki któremu domownik może w łatwy sposób sterować oświetleniem, zamkami czy tzw. mediami. Firma swego czasu korzystała z finansowania społecznościowego, potem pojawili się mocniejsi inwestorzy i wyłożyli na stół spore pieniądze, ale ostatecznie startup postanowił wejść pod skrzydła Samsunga. Jednych to rozczaruje i zdenerwuje, inni przyklasną takiej decyzji, bo stwarza ona spore możliwości rozwoju. Nie chodzi jedynie o pieniądze, ale o całe zaplecze, jakie zapewnia koreański gigant: marketing, ochronę patentową, zespoły badawcze, partnerów biznesowych. SmartThings może udoskonalić swój produkt, a Samsung zyska spory atut w rozgrywce o klienta.
Przejęcie SmartThings nie zaspokoiło apetytu Samsunga – krótko po nim media obiegła kolejna wiadomość związana z inwestycją koreańskiej firmy – przejęli amerykańskiego dystrybutora klimatyzatorów Quietside. Można zakładać, że na tym zakupy się nie skończą: wystartował prawdziwy wyścig zbrojeń, który w najbliższych latach może pochłonąć grube miliardy dolarów. I nie powinno to nikogo dziwić – gra toczy się o naprawdę duże pieniądze. Przecież wszyscy (no, prawie wszyscy) korzystamy z lodówek, kuchenek mikrofalowych, odkurzaczy, oświetlenia, różnego typu liczników – to wielka liczba urządzeń, stwarzająca olbrzymie możliwości rozwoju. Zrozumiało to np. Google, które już jakiś czas temu wyłożyło ponad 3 mld dolarów za producenta termostatów…
Google chce być wszędzie. I pewnie będzie
Korporacja z Mountain View już od dawna nie rozwija się wyłącznie w oparciu o wyszukiwarkę. To nadal jest ich sztandarowy produkt, ale obok wyrosło kilka innych, które za jakiś czas będą (a przynajmniej powinny) przynosić miliardy dolarów zysku. Wystarczy wspomnieć platformę Android – jakiś czas temu kojarzona wyłącznie ze smartfonami i tabletami, dzisiaj ląduje w AGD, RTV, samochodach, a nawet w biżuterii. Wszystko to ma być połączone niewidzialną nicią i tworzyć system zapewniający amerykańskiej firmie niezwykle mocną pozycję na rynku. Stawką nie są jedynie pieniądze – Google zdobędzie w ten sposób mnóstwo informacji na temat miliardów ludzi na całej planecie. A informacja to towar i źródło władzy.
Wspomniany producent termostatów, czyli firma Nest Labs ma być częścią tego wielkiego planu. To stosunkowo młode przedsiębiorstwo – powstało pod koniec ubiegłej dekady (współtworzył je m.in. były pracownik Apple), a pierwszy produkt zaprezentowało w roku 2011. Był to inteligentny termostat, z czasem pojawił się też wykrywacz dymu. Do firmy dołączali kolejni pracownicy, pojawiały się nowe pomysły, udoskonalano produkty i poszerzano portfolio patentowe, czyli jeden z najważniejszych elementów sprawnego i bezpiecznego prowadzenia biznesu w dzisiejszych czasach.
Produkty Nest Labs wzbudziły zainteresowanie Google nie tylko dlatego, że ciekawie wyglądają i mogą się łączyć z innymi urządzeniami. Termostat w pewien sposób uczy się swoich użytkowników. Zbiera dane na ich temat, przechowuje je i w odpowiedni sposób analizuje. Dzięki temu zapewnia ludziom temperaturę, która najbardziej im odpowiada, pozwala zaoszczędzić energię elektryczną, a co za tym idzie, ogranicza wydatki. Jednak czy internetowemu gigantowi chodzi jedynie o to, by zimą użytkownikom było ciepło, a latem nie tracili pieniędzy na chłodzenie, gdy dłużej nie ma ich w domu? Nie do końca…
Amerykańska korporacja będzie dążyć do tego, by z produktu firmy Nest utworzyć centrum zarządzania inteligentnym domem. W tym ostatnim może funkcjonować sporo urządzeń stworzonych przez różnych producentów. Użytkownik będzie miał prawdopodobnie problem z ich zgraniem, optymalnym wykorzystaniem, stworzeniem systemu, którym będzie można łatwo zarządzać. I tu pojawia się Google z produktami Nest i własnymi rozwiązaniami. Firma w sprawny sposób połączy wszystkie urządzenia i ułatwi życie domownikom, a w zamian otrzyma dostęp do wielu ciekawych danych dotyczących użytkowników systemu. Zaglądając pod ten adres można sprawdzić, jak prezentuje się ten ekosystem.
Apple nie zamierza być gorsze
Wiele firm chce wokół swojego projektu skupić Google, podobne plany ma ich potężny rywal, korporacja Apple. Tego producenta kojarzymy głównie za sprawą popularnych urządzeń mobilnych: iPhone’a, iPada oraz iPoda, miliony ludzi na całym świecie korzystają też z ich komputerów. Firma niezwykle majętna i wpływowa, ale do tej pory raczej niezwiązana z ideą inteligentnego domu oraz Internetu rzeczy. Kilka miesięcy temu okazało się, że gracz zamierza to zmienić – zaprezentowano platformę Home Kit, która ma być odpowiedzią Apple na rozdrabniający się rynek inteligentnych urządzeń. Firma rzuca rękawicę Google (ale nie tylko) i chce stworzyć własne centrum dowodzenia, serce inteligentnego domu, które połączy różne urządzenia, instalacje oraz systemy i zapewni domownikom ich sprawne funkcjonowanie oraz współpracę.
Jeżeli plan Apple się powiedzie, to człowiek będzie mógł z pomocą iPhone’a i asystenta głosowego Siri lub aplikacji zarządzać pralką, oświetleniem, bramą wjazdową, drzwiami czy systemami zwiększającymi bezpieczeństwo posesji – np. kamerami. Ciekawa wydaje się wizja, w której człowiek mówi do telefonu: „idę spać”, a maszyny już wiedzą, co mają robić: wyłączają światła, zamykają drzwi, ustawiają temperaturę, przy której najlepiej się śpi, wyłączają domową elektronikę, jeśli do tej pory nie zrobił tego właściciel. Kusząca perspektywa. Taki system z pewnością szybko przyzwyczaiłby do siebie domowników, w pewnym stopniu ich rozleniwił i uzależnił od siebie.
Bezpieczeństwo czy wygoda?
Przed chwilą wspomniano o przyzwyczajeniu się ludzi do nowych rozwiązań. Te zapewniłyby sporą wygodę i wiele osób zdecydowałoby się na ich użytkowanie mimo pewnych wad owej technologicznej ewolucji. Jakie to wady? Przede wszystkim dalsze dostarczanie firmom informacji na temat rodziny, trybu życia, pracy. Zamykanie drzwi elektronicznym zamkiem paradoksalnie otwiera firmom bramę do intymnego świata domowników. Należy sobie zadać pytanie, czy chce się informować amerykańską korporację czy chociażby małą firemkę z innego państwa dostarczającą inteligentny ekspres do kawy, o której zaczyna się dzień, jak wygląda śniadanie, kto i na jak długo zostaje w domu, kiedy i z kim wraca. Informacji do zebrania jest mnóstwo, wszystkie można prędzej czy później zamienić na pieniądze.
Czy firmy wykorzystają te dane do własnych celów? Mogą (i będą) się oczywiście pojawiać zapewnienia, że prywatność użytkowników wspomnianych inteligentnych systemów nie jest zagrożona, ale wystarczy sobie przypomnieć ostatnie afery związane z inwigilowaniem internautów i zadać sobie pytanie, czy zapewnieniom korporacji można bezgranicznie ufać? Przecież w grę wchodzą olbrzymie pieniądze i będą one kusić gigantów. Gdyby nie kusiły, to firmy nie inwestowałyby olbrzymich środków w przejęcia, rozwój własnych rozwiązań, zakorzenianie się na rynku, który jeszcze jakiś czas temu był obcy niektórym z tych graczy.
Na dostawcach technologii, systemów i urządzeń temat bezpieczeństwa się nie kończy – należy też pamiętać o złodziejach: zarówno tych tradycyjnych, jak i cyfrowych. Firmy mogą nas przekonywać, że ich rozwiązania zapewnią domownikom pełne bezpieczeństwo, ale nie od dzisiaj wiadomo, że nie ma drzwi, których nie dałoby się otworzyć. Włamywacza nie znikną, po prostu nauczą się nowych technik. Jednocześnie może się pojawić zagrożenie ze strony osób, które nie będą chciały ukraść biżuterii czy sprzętu elektronicznego, lecz dane na temat mieszkańców. Albo przejąć kontrolę nad ich inteligentnym domem. Po co? Jedni dla zabawy (dziwnie pojmowanej, ale jednak), inni w ramach zaszkodzenia komuś, część pewnie dla pieniędzy – sposobów na zarabianie nie zabraknie.
Należy pamiętać o jeszcze jednym zagrożeniu: o nas samych i naszych słabościach. Już dzisiaj podnoszone są tematy zbytniego uzależnienia człowieka od maszyn, bezgranicznego polegania na ich pracy. Odzwyczajamy się od tradycyjnych, analogowych rozwiązań i coraz bardziej zagłębiamy się w wirtualny lub przynajmniej elektroniczny świat. A co będzie, jeśli któregoś dnia zacznie on poważnie szwankować? Możliwe, że mieszkańcy inteligentnego domu nie będą wówczas wiedzieli, jak włączyć światło bez mówienia do telefonu. Albo wyjść z własnego domu, jeśli zamki zostaną zablokowane…
Czy to oznacza, że nie powinniśmy się zgadzać na inteligentne domy i walczyć z całych sił z postępem? Zdecydowanie nie – po prostu nie można podchodzić do tego zagadnienia bezkrytycznie – jego rozwój stwarza spore możliwości, ale jest też obarczony pewnym ryzykiem i problemami. Z czasem mogą być one tym mocniej odczuwalne, im bardziej zostaną na początku zlekceważone. Jak głosi stare porzekadło: wszystko jest dla ludzi. Ale warto przyjmować to z umiarem i zachowując rozsądek.
Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.