Niedawno rozpoczęły się wakacje, czas urlopów i wyjazdów. Miliony ludzi na całym świecie opuszczą swe domy, by wypocząć nad morzem, w górach, lasach czy nad jeziorami. Część wybierze agroturystykę, część zwiedzanie miast, jeszcze inni ruszą w trasę bogatą w zamki, winnice albo obiekty przemysłowe. Każdy znajdzie coś dla siebie, ponieważ oferta jest naprawdę szeroka. I tu pojawia się problem dla miejscowości, które chcą do siebie przyciągnąć turystów – jak przebić się w takim tłoku i zwrócić na siebie uwagę? Jest kilka sposobów, a jeden z nich stanowią bitwy na jedzenie…
Zapewne każdy z naszych Czytelników widział przynajmniej raz bitwę na jedzenie. Jeśli nie na żywo, to przynajmniej w telewizji, jeśli nie w formie materiału wideo, to przynajmniej na jakimś zdjęciu. Chociaż obrzucanie się żywnością nie musi być związane z promocją konkretnego miasta czy regionu i nie jest rytuałem właściwym tylko dla okresu letniego, to nie ulega wątpliwości, że celem nadrzędnym jest uczynienie szumu wokół potyczki i zainteresowanie nią ludzi na całym świecie. Możliwe, iż ta niecodzienna forma rozrywki ich zaintryguje i pojawią się na kolejnej bitwie, by rzucić w kogoś pomidorem, pomarańczą albo truskawką…
Wielka Bitwa Truskawkowa
Polska raczej nie jest kojarzona z bitwami na jedzenie – to raczej domena państw basenu Morza Śródziemnego. Motyw zaczyna być jednak u nas wykorzystywany do promocji, a przykład stanowi Wielka Bitwa Truskawkowa zorganizowana niedawno w Korycinie. Ulokowany na Podlasiu Korycin to zagłębie truskawkowe. Pod koniec czerwca zorganizowano tam kolejną edycję Ogólnopolskich Dni Truskawki i tym razem wzbogacono repertuar o bitwę na te aromatyczne owoce. Do udziału w imprezie zachęcano w ten sposób:
Sama bitwa wyglądała natomiast tak:
Zmierzyły się w niej dwie drużyny: pierwszej, lokalnej przewodził wójt gminy, na drugą składali się przyjezdni, którzy postanowili zobaczyć to niecodzienne wydarzenie. A przy okazji rzucić w kogoś truskawką. Amunicji było całkiem sporo (1 tona) i wystarczyło jej, by efekty starcia stały się widoczne dla publiczności. Zresztą, ta ostatnia też podobno oberwała.
Potyczkom tego typu towarzyszą zazwyczaj słowa krytyki. Nie brakuje osób, które uważają, że to zwyczajne marnowanie żywności. Nie powinno mieć ono miejsca, ponieważ miliony ludzi na całym świecie cierpią głód. Jak na te zarzuty odpowiadają organizatorzy i uczestnicy „walk”? Argumenty są różne – wójt Korycina podkreślał np., że to forma promocji truskawek i propagowanie ich konsumpcji. Ceny owoców w skupach spadają, rolnicy rezygnują z upraw i staje się to zauważalne we wspomnianym zagłębiu truskawek. Lokalne władze doszły po prostu do wniosku, że taka forma reklamy może pomóc plantatorom i jednocześnie wypromować Korycin. Inny argument może być jeszcze bardziej przekonujący: w bitwach wykorzystywane są nierzadko zepsute owoce/warzywa. Tak jest np. w przypadku winogronowej wojny na Majorce.
Batalla de Raïm
Sceną kolejnej imprezy z naszej listy jest położona na Majorce miejscowość Binissalem. Jak już wspomniano, amunicję pełnią w tym przypadku winogrona (10 ton owoców), w znacznej mierze są to winogrona zepsute. Walka stanowi zwieńczenie większej imprezy: Festa des Vermar. To trwający dwa tygodnie festiwal obfitujący w parady, występy artystów, degustacje, tworzenie wina, konkursy… Słowem: bardzo przyjemna impreza, którą powinien wpisać do swojego kalendarza każdy fan wina, a szerzej wszyscy miłośnicy kultury śródziemnomorskiej oraz ci, którzy po prostu marzą o tym, by wytaplać się w gronowej brei, nad którą unosi się zapach zepsutych owoców. Brzmi apetycznie? Po minach uczestników starć można wywnioskować, że to najlepsze, co mogło im się przytrafić.
Winna bitwa w Haro
Można obrzucać się zepsutymi winogronami, można też oblewać się gotowym winem. Takie atrakcje czekają na turystów odwiedzających miejscowość Haro w hiszpańskiej prowincji La Rioja. Region znany m.in. z produkcji wina, a zatem nie dziwi, że uczestnicy bitwy używają w niej właśnie tego trunku. Miłośników wina zmartwię pewnie informacją, iż wylewa się go podczas potyczki kilka tysięcy litrów. Na tak duże straty wpływ ma jednak duża liczba osób chętnych do potyczki – ściągają na nią ludzie z całego świata. W czasach, gdy informacje szybko dostają się do internetu i nieustannie w nim krążą, łatwo zainteresować tłumy możliwością winnej, masowej kąpieli.
Kolejna edycja tej imprezy miała miejsce zaledwie kilka dni temu, pod koniec czerwca. W ruch znowu poszły pistolety na wodę (ale tym razem wypełnione winem), wiadra, spryskiwacze, różnego typu naczynia – nie brakowało tych wykorzystywanych do produkcji wina. Podejrzewam, że wielu uczestników chciało być trafionych i to w konkretne miejsce – otwarte usta są pewnie znakiem firmowym takich zmagań. O ile po bitwie na winogrona organizowana jest impreza, w trakcie której można się napić wina, o tyle bitwa winna jest już sama w sobie niezłą imprezą…
La Tomatina
Czas na chyba najbardziej znaną bitwę z jedzeniem w roli głównej. To La Tomatina, czyli, na co wskazuje nazwa, walka na pomidory. Impreza nie jest wymysłem ostatnich lat – to wydarzenie głęboko zakorzenione w historii. W połowie lat 40. XX wieku w hiszpańskiej miejscowości Buñol doszło do bójki mieszkańców, która przerodziła się w walkę na pomidory (amunicję czerpano ze skrzynek wystawionych przed sklepem). Starcie zakończyła policja i nie obyło się bez kar. Rok później powtórzono jednak starcie – tym razem uczestnicy postarali się o własne pomidory. Narodziła się tradycja. Chociaż miejscowe władze próbowały z nią walczyć (używano mocniejszych argumentów niż pomidory), to ostatecznie musiały skapitulować.
Pod koniec lat 50. Tomatina została zalegalizowana, a kilka dekad później władze miejskie same zaczęły dostarczać uczestnikom bitwy amunicję. Na początku nowego milenium, hiszpańskie ministerstwo turystyki uznało imprezę za Święto o Międzynarodowym Walorze Turystycznym. Trudno się temu dziwić – bitwa angażuje kilkadziesiąt tysięcy osób i zaczęto ją naśladować w innych miastach. Miejscowość musi zatem dbać o to, by kojarzono ją z tym wydarzeniem. Może z tego tytułu czerpać spore korzyści i uchodzić za „pomidorową stolicę świata”. Zwłaszcza pod koniec sierpnia, gdy bitwa kończy trwającą kilka dni zabawę. Jak wygląda sama potyczka?
Rozpoczęcie Tomatiny następuje ok. godziny 10. Aby mogło to nastąpić najpierw jeden ze śmiałków z tłumu musi wspiąć się na nasmarowany mydłem słup, na szczycie którego znajduje się hiszpańska szynka. W trakcie kolejnych prób, rozbawiony tłum śpiewa, tańczy i domaga się polewania siebie wodą przez strażaków oraz mieszkańców zgromadzonych na wyższych kondygnacjach budynków. Kiedy któremuś z ochotników uda się wspiąć po szynkę, armatni wystrzał daje znać do rozpoczęcia bitwy. Z ciężarówek pomidory są wyrzucane przez wcześniej wybranych chętnych wprost na uczestników bawiących się między uliczkami centrum. Bitwa polega na wzajemnym obrzucaniu się pomidorami, „każdy każdego”, organizatorzy zalecają uprzednie zmiażdżenie ich w dłoniach by uniknąć ewentualnych obrażeń. Wskazany jest luźny ubiór, który najprawdopodobniej nie będzie nadawał się do ponownego użytku oraz pełne i wiązane buty, które mocno trzymać będą się na nogach. W celach bezpieczeństwa zakazane jest wnoszenie przedmiotów mogących stwarzać zagrożenie, przed wszystkim szklanych opakowań. Zasadą jest także zakaz wzajemnego zrywania i rzucania koszulkami, jednak nie jest on przestrzegany i trzeba mieć na uwadze, że z bitwy wracać będziemy bez górnej części garderoby, dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn. Bitwa trwa godzinę i kończy się w podobny sposób jak zaczyna, to jest od armatniego wystrzału, który następuje po godzinie od pierwszego. [źródło]
Jak już wspomniano, imprezy nawiązujące do Tomatiny odbywają się też w innych krajach. Tomato battle organizuje się np. w USA, próbowano także zorganizować bitwę na pomidory w Warszawie. W czerwcu roku 2012 kilka tysięcy osób miało się obrzucać pomidorami na Torze Stegny, ale plany nie zostały zrealizowane. Jest czego żałować? Jedni stwierdzą, że tak, inni uznają, że taką bitwę można sobie urządzić ze znajomymi w ogrodzie. A jeśli ktoś chce wziąć udział w dużym wydarzeniu, to powinien pojechać do Hiszpanii. Albo wymyślić w Polsce coś nowego – po co kopiować hiszpańską bitwę, skoro jest szansa na wypromowanie czegoś świeżego…?
Można też pomarańczą
Pomidory wykorzystywane podczas La Tomatiny to specjalna odmiana, która nie zachwyca smakiem, ale ma inną zaletę – owoce są miękkie. Dzięki temu otrzymany cios nie musi być bardzo bolesny. Trochę gorzej, z punktu widzenia uczestnika bitwy, sprawa wygląda w przypadku bitwy na pomarańcze. Impreza tego typu organizowana jest w mieście Ivrea położonym w północnych Włoszech. Dziesiątki tysięcy ludzi przyjeżdżają do wspomnianej miejscowości, by obserwować bitwę na cytrusy i nierzadko są świadkami naprawdę brutalnych scen. W trakcie potyczek setki osób doznają uszkodzeń ciała, a część z nich wymaga hospitalizacji.
Ivrea pomarańczową bitwą żegna karnawał, a sama walka wiązana jest z legendą o odcięciu głowy lokalnemu tyranowi. Tę ostatnią symbolizują właśnie pomarańcze miotane przez mieszkańców miasta i turystów. Korzenie zwyczaju unurzane we krwi, więc nie powinno dziwić, że i podczas potyczki pojawia się krew. O ile wcześniej wymieniane bitwy na jedzenie wywoływały raczej uśmiechy ba twarzach uczestników, o tyle walka na pomarańcze może wzbudzać negatywne emocje. Bo trudno uwierzyć w to, że ktoś jest zadowolony po kilku ciosach twardą pomarańczą.
Bitwa z rekordem w tle
Na koniec zestawienia żywnościowych potyczek trafia motyw, którego celem nie było wypromowanie miasta czy regionu, ale konkretnej firmy i jej produktu: wykładziny. Przedsiębiorstwo z Teksasu postanowiło kilka lat temu zwrócić na siebie uwagę poprzez zorganizowanie największej bitwy na placki. Ponad 400 uczestników zużyło 1200 placków i trafiło do księgi rekordów Guinessa. A firma udowodniła, że ich produkt jest odporny na plamy i stosunkowo łatwo się go czyści. Podejrzewam, że wielu naszych Czytelników chętniej widziałoby owe placki na talerzu niż na wykładzinie…
W tekście wymieniono kilka przykładów żywnościowych pojedynków, zapewne można do tej listy dopisać inne – jeśli coś przychodzi Wam do głowy, to czekamy na wskazówki. Dajcie też znać, co sądzicie o takiej formie rekreacji i promocji 😉
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.