Sprawa dotyczy ustawy, która w założeniu ma być ukłonem w stronę konsumentów. W wielkim skrócie chodzi o to, że klient będzie mógł liczyć na zwrot pieniędzy wydanych na sprzęt, który w trakcie okresu gwarancyjnego zepsuł się dwa razy. Oznacza to, że przy pierwszej usterce produkt jest wymieniany na nowy lub naprawiany, a przy drugiej, do kieszeni wraca kasa. Brzmi rozsądnie? Wiele osób stwierdzi, że tak. Ba, niektórzy powiedzą, iż za takie zmiany należą się urzędnikom gromkie brawa i trzeba je było wprowadzić już dawno temu. Nigdy nie jest jednak tak, że nowe przepisy spotykają się z aplauzem wszystkich zainteresowanych stron. Ten przypadek nie jest wyjątkiem – protestują przedsiębiorcy:
Przedsiębiorcy alarmują, że otwiera to furtkę do darmowej wymiany sprzętu na nowy, jeśli wykaże się, że miał on istotną wadę. „To pojęcie jest bardzo nieostre” – mówi dyrektor generalny grupy CECED, skupiających producentów AGD, Wojciech Konecki. Przedsiębiorcy twierdzą, że ustawa może kosztować setki milionów złotych rocznie. Podkreślają, że po jej wejściu w życie tysiące małych firm serwisowych straci dużą część zleceń i zakończy działalność. Nowe przepisy najmocniej uderzą w branżę AGD. Ustawa ma wejść w życie w ciągu sześciu miesięcy od jej uchwalenia. „Od stycznia będziemy musieli podnieść ceny, by zrekompensować straty” – zapowiada Wojciech Konecki.
Jeśli wierzyć słowom Koneckiego, to po wejściu w życie nowych przepisów, czekają nas podwyżki cen wielu produktów i to z różnych kategorii. Tego ustawodawca nie przewidział lub przewidział, ale stwierdził, że zapowiedzi przedsiębiorców są przesadzone i nie zostaną wprowadzone w życie. Ewentualnie nie będą one tak dotkliwe dla portfela konsumenta, by rezygnować z całego projektu. Jeżeli jednak przyjmiemy, że za kilka kwartałów faktycznie dojdzie do wzrostów cen, to pojawi się pytanie, czy gra jest warta świeczki. Jest?
Czy można dziwić się irytacji klienta, który kupił nową lodówkę albo pralkę i po kilku miesiącach musiał się posiłkować serwisem, może nawet walczyć o wymianę sprzętu na nowy, ponieważ ten użytkowany nie spełniał swej funkcji (czyt. uległ awarii)? Klient płaci, czasem spore pieniądze i wymaga, by jego zakup działał: prał/sprzątał/chłodził/jeździł/dzwonił. Jeśli urządzenie szwankuje i konieczna jest jego naprawa, to konsument traci – na czas serwisowania musi często zaopatrzyć się w inny produkt (np. telefon), to nierzadko wiążę się z dodatkowymi wydatkami, marnowane są cenne godziny, a nawet dni, które można było przeznaczyć na znacznie przyjemniejsze czynności. Do tego dochodzą zszargane nerwy, które trudno przeliczyć na gotówkę.
Od producenta można wymagać, by dostarczył urządzenie działające bez awarii przez 24 miesiące (czas standardowej gwarancji). Skoro było to możliwe dwie dekady temu, to dzisiaj prawdopodobnie też jest w zasięgu firm. Tu oczywiście podnoszony jest wątek „spisku” i celowych działań producentów sprzętu, którzy skracają czas użytkowania wielu urządzeń. W tym przypadku nie chodzi jednak o to, by lodówka czy pralka działała przez 10 lat bez żadnej usterki – maszyna powinna bezawaryjnie przepracować czas gwarancji. Właśnie na to liczy konsument, który decyduje się na konkretne urządzenie. Płaci nie tylko za komponenty użyte do stworzenia produktu, czyjąś pracę czy marketing, ale też za zapewnienie, iż przez jakiś czas będzie to sprawne urządzenie.
W takim ujęciu zmiany wydają się słusznym posunięciem – to nie tyle faworyzowanie klienta, co umożliwienie mu obrony przed nieuczciwym producentem, który sprzedaje produkt kiepskiej jakości. Bo jak inaczej można określić lodówkę albo odkurzacz, które zepsuły się dwa razy w ciągu okresu gwarancyjnego? To zwyczajne buble, w ogóle nie powinny one trafić na rynek. A jeśli już trafiły, to producentowi należy się nauczka, by w przyszłości bardziej się starał i tym samym szanował klienta. Podejrzewam, że właśnie w ten sposób omawiane zagadnienie będzie postrzegać znaczna część konsumentów.
Nie jest tajemnicą, iż klienci nie podchodzą do zagadnienia dbania o sprzęt w jednakowy sposób. Można wskazać na zróżnicowane podejście do kwestii stosowania się do zaleceń producenta, przestrzegania określonych zakazów i nakazów. Jedni użytkują telefon/lodówkę/odkurzacz w mało inwazyjny sposób i cieszą się działającym urządzeniem przez lata, inni gwarantują maszynie ekstremalne warunki pracy. Przy intensywnej eksploatacji mogą się pojawiać problemy z konkretnym komponentem czy nawet całym ich pakietem, ponieważ najczęściej sprzęt nie jest przystosowany do funkcjonowania w takich warunkach. Czasem wynika to z niewiedzy, czasem z niewłaściwych nawyków, innym razem ma to związek z wykonywaną pracą czy po prostu brakiem szacunku dla użytkowanego produktu. Czy można zatem za każdym razem przenosić winę i koszty na producenta sprzętu?
Osoba, która we właściwy sposób użytkowała pralkę i po kilku kwartałach od zakupu zmagała się z jej awarią, faktycznie może mieć pretensje do producenta. Jeśli problem powraca, to wymiana urządzenia na nowe/zwrot pieniędzy wydaje się logicznym rozwiązaniem. Załóżmy jednak, że ktoś „wykończył” pralkę, ponieważ ani razu nie otworzył instrukcji obsługi, wsadzał do bębna rzeczy, które nigdy nie powinny tam trafić. Takiego klienta zapewne ucieszy zmiana prawa, ponieważ będzie on mógł nadal bagatelizować porady producenta i eksploatować sprzęt w sposób, który większość z Was uznałaby za niewłaściwy.
Jest jeszcze jedna grupa klientów: ludzie, którzy celowo doprowadzą do uszkodzenia produktu przed końcem okresu gwarancyjnego, by w ten sposób zaoszczędzić i cieszyć się nowym urządzeniem. O osobach tego typu krążą już legendy i chociaż często są one przesadzone, to nie można uznać samego procederu za nieistniejący i wyssany z palca – wszędzie trafiają się czarne owce, nie brakuje ich wśród klientów. Dla nich prokonsumenckie zmiany przepisów to spore pole do popisu, czyli naciągania. Problem nie jest widoczny, gdy takie osoby stanowią znikomą część wszystkich klientów. Gorzej, gdy za kombinowanie i oszukiwanie bierze się pokaźny odsetek konsumentów. W takim przypadku zmiany prawa nie idą w parze ze zmianą mentalności użytkowników i stają się poważnym obciążeniem dla producentów. Warto zatem patrzeć na obie strony medalu.
Wspominałem, że zdaniem producentów, zmiany przepisów doprowadzą do wzrostu cen produktów. Jeżeli firmy zderzą się z koniecznością wymieniania urządzenia na nowe lub oddawania klientowi pieniędzy i problem wystąpi na masowa skalę, to ktoś będzie musiał pokryć ewentualne straty. A to oznacza sięgnięcie do kieszeni konsumenta. Pojawią się oczywiście głosy, iż wzrost cen nie jest murowany, bo wszystko odbywa się w granicach wolnego rynku: jeśli jakiś producent wyłamie się z podnoszenia cen, to za jego przykładem mogą pójść kolejni. Firmy będą się po prostu obawiały utraty klientów i nie pozostanie im nic innego, jak tylko przełknięcie gorzkiej pigułki i pogodzenie się z niższymi zyskami. O ile notowane są zyski.
Paradoksalnie taki obrót spraw może doprowadzić do… pogorszenia jakości sprzedawanych urządzeń. Firma będzie chciała odbić sobie ewentualne straty i zacznie oszczędzać na komponentach czy stosowanych technologiach. Weźmie przy tym pod uwagę, że jakiś odsetek urządzeń ulegnie awarii lub zostanie celowo uszkodzony. Bilans ewentualnych strat pokaże, ile należy zaoszczędzić w trakcie produkcji. Tym samym, stracą uczciwi klienci, którzy dzisiaj starają się dbać o zakupione urządzenia. Albo zapłacą więcej za lodówkę czy pralkę albo dostaną produkt gorszej jakości.
Tym samym mylą się ci, którzy myślą, że zmiany przepisów spowodują wydłużenie żywotności AGD (lub innych produktów objętych nowymi przepisami). Kilka lat temu poruszaliśmy w jednym z tekstów problem psucia się sprzętu krótko po wygaśnięciu okresu gwarancyjnego i odsyłając teraz do tego tekstu, trzeba napisać, iż zagadnienie nie zdezaktualizuje się wraz z wejściem w życie nowych przepisów przywołanych w niniejszym wpisie. Mowa przecież o zmianach dotyczących okresu gwarancyjnego – sprzęt ma być sprawny przez dwa lata. A co potem? Potem z usterką będzie się zmagał klient. Jeśli nastąpi to, o czym wspominałem wyżej, czyli pogorszenie jakości sprzedawanego AGD, to awarii po 24 miesiącach użytkowania będzie więcej niż obecnie.
Wzrost awaryjności po okresie gwarancyjnym w pewnym sensie może być rekompensatą dla punktów serwisowych, które zapewne ucierpią z powodu zmiany przepisów. Skoro przy drugiej awarii klient ma dostawać nowy sprzęt albo pieniądze, to staje się jasne, że stracą serwisanci. Pozostanie im zatem liczyć na uczciwych klientów, którym pralka albo odkurzacz odmówią posłuszeństwa po wygaśnięciu gwarancji. Zapewne pojawią się głosy przekonujące, iż na owej rewolucji skorzystają prawnicy: jeśli producenci nie zastosują się do nowych przepisów i będą oferować serwis zamiast wymiany/wzrostu pieniędzy, a klient się na to nie zgodzi, to sprawa prawdopodobnie skończy się w sądzie. Pytanie, czy takich konsumentów będzie wielu i czy dla prawnika za każdym razem będzie to łakomy kąsek?
Poruszając problem nowych przepisów, zacząłem się zastanawiać nad ich ekologiczną kwestią. Uszkodzone/niesprawne pralki, lodówki, blendery, które zostaną zwrócone przez użytkownika, nie trafią ponownie na rynek. Prawdopodobnie będą to urządzenia, które po kilku kwartałach użytkowania wylądują na elektrośmietniku. Kolejny kontrowersyjny punkt zapowiedzianych zmian. Możliwe, że za jakiś czas będą się pojawiać kolejne – przecież trudno dzisiaj przewidzieć, jak zakończą się zmagania o większe prawa konsumenta. Czy ten sceptyczny ton oznacza, że jestem przeciwny przemianom? Nie, klient płaci i faktycznie może wymagać, jego prawa muszą być respektowane. Nim jednak dojdzie do poważnych przemian na rynku, trzeba spojrzeć na obie strony medalu i zastanowić się nad konsekwencjami rewolucji…
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Do końca listopada masz okazję kupić prosty, lecz genialnie wykonany model pralki firmy Asko –…
W Media Expert mają świetną ofertę na flagowego robota marki Roborock, a dodatkowo zgarniasz odkurzacz…
Sprawdzamy i porównujemy dwa najnowsze odkurzacze pionowe - Dreame Z30 i Dreame Z20. Czym się…
Black Friday to szał zakupowy, który swoją genezę ma w Stanach Zjednoczonych. Od wielu lat…
Turecki producent ma nową promocję na nowe odkurzacze pionowe. Do wybranych modeli ze stacją możesz…
Roborock Qrevo MaxV będzie dzisiaj dostępny w rekordowo niskiej cenie. Trzeba się jednak spieszyć, bo…
Komentarze
polska .....50lat za murzynami
w normalnych krajach zachodu i usa ... mozna oddac w ciagu 14 dni do sklepu odniesc bez zadnych przyczyn jak towar sie nie podoba
tylko ... nie w polsce gdzie kupione nie podlega zwrotowi
Tak? Jedź do Niemiec, kup telefon np Nokie używaj tydzień i odnieś do sklepu. Tak samo jak u nas musisz wykazać sięe trochę charakterem trochę nagiąć czasem zdenerwować by coś zwróć.
U nas zamawiając przez internet możesz oddać towar w ciągu 10 dni nie podając przyczyny więc... Najpierw zapoznaj się z prawami jakie masz a następnie się wypowiadaj ;)
A jak myślisz co dzieje się z takim oddanym po 14 dniach towarem? Jest utylizowany? Nie, trafia do kolejnego klienta. Nie wiem jak ty ale ja nie chciałbym golarki, szczoteczki czy innego urządzenia "wypożyczonego" przez kogoś na 14 dni.
Ależ stek bzdur. Dawno nie czytałem bardziej tendencyjnego artu pisanego zapewne przez kogoś nie wiedzącego, co pisze albo wręcz pod zamówienie, wiadomo czyje. Szkoda, że autor nie zadał sobie trudu aby sprawdzić jak większość producentów i sklepów traktuje dziś klienta - jak śmiecia, co do zasady zawsze odrzucając mu reklamacje z najróżniejszych wydumanych powodów. Ale jeśli ktoś zna prawo to i dziś się przed tymi oszustami, produkującymi buble, obroni. Zachęcam to lektury ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej. Idziecie do sklepu z uszkodzonym towarem, zgłaszacie niezgodność towaru konsumpcyjnego z umową. W ciągu 14 dni muszą wam reklamację rozpatrzyć. jak nie rozpatrzą albo rozpatrzą ale nie przyślą Wam jej poleconym za zwrotnym potwierdzeniem odbioru do chaty tylko smsem czy mailem, to twierdzicie, że niczego nie dostaliście. I mają pozamiatane, bo jak w ciągu 14 dni nie powiadomią was o wyniku rozpatrzenia reklamacji tzn. że uznali wasze żądanie, a żądacie zawsze wymiany towaru na nowy. Oczywiśce, oni wrzeszczą, twierdzą, że nie wymienią. I abrdzo dobrze. Wy im na to, zgodnie z ww. ustawą wręczacie odstąpienie od umowy i do widzenia. Do sądu powództwo w upominawczym, na formularzu, sporządzić można w pół godziny, i jest nakaz zapłaty na bank. Ale oni o tym wiedzą i jak trafia się taki cwany klient to od razu reklamacja dziwnym trafem jest ponownie rozpoznana z korzyścią dla klienta. Miałem już takich spraw dziesiątki - deichmann, ccc, nokia itp, ect. Ustawa o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej jest króciutka, przeczytajcie ją, już dziś możecie nawet więcej niż Wam ma zagwarantować ta nowa ustawa i jakoś nie ma z tego powodu rewolucji.
ale bzdura , listu poleconego też mogę nie odebrać i co ?? głupota jaką piszesz jest jeszcze gorsza niż ten artykuł .
A ja tak załatwiłem sprzedawce .
kupiłem router , który się spalił , poszedłem do sklepu po 7 dniach i powiedziałem , że chce nowy albo zwrot kasy , i chyba się przestraszyli bo powiedziałem że znam swoje prawa , więc wymienili mi go na nowy . a teraz tego nowego nie otwoże i pójde znów donich za 2 dni po kase za towar i powiem że się rozmyśliłem i chce zwrot gotówki . towar dam im nowy no bo przecież sami mi dali 2 egzemplaż nowy , a paragon mam od tego pierwszego .
Ponieważ nie mineło 10 dni będą musieli mi oddać kase , ale te prawo jest głupie , dla takich cwaniaków jak ja jest super
Nie będzie tak pięknie jak każdemu się wydaje dzięki tej ustawie może być tylko gorzej. W związku z tym, iż jest to portal o telefonach opiszę jak będzie z komórkami.
Tak naprawdę serwis dla praktycznie wszystkich telefonów, które są dostępne w Polsce prowadzą dwie zewnętrzne firmy serwisowe. Jedną z tych firm jest Regenersis wystarczy w google wpisać ich nazwę i zobaczyć jak teraz traktują klientów. Obojętnie jaki telefon kupimy czy jest to samsung, iphone, htc itp do naprawy gwarancyjnej nie trafi do serwisu np samsunga tylko do firmy Regenersis.
Obecnie serwis gwarancyjny robi wszystko aby zgonić winę na użytkownika dzięki tej ustawie będzie to robić jeszcze częściej z obawy przed tym, że jak drugi raz produkt się popsuje to producent będzie musiał zwrócić kasę. Z komórkami nie ma większego problemu z odrzuceniem reklamacji serwis wyda swoją opinię że uszkodzenie z winy użytkownika kilka przykładów :
1.ingerencja cieczy (zalanie). np samsung s3 ma 3 czujniki zawilgocenia do jednego mamy dostęp jest pod baterią do dwóch pozostałych już nie. Jaki problem pipetą wpuścić 1 kroplę wody na czujnik zawilgocenia i wydać ekspertyzę ingerencja cieczy. Tak naprawdę pod zalanie może podciągnąć większość uszkodzeń od nie włączającego się telefonu po gubienie zasięgu czy restarty urządzeń.
2. uszkodzenia mechaniczne np uszkodzony port ładowania, przycisk włączania czy głośności normalnie wystarczy go dolutować lub wymienić i wlutować nowy i po problemie koszty naprawy śmieszny. Serwis może nam to naprawić na gwarancji ale nie musi gdyż może zgonić na użytkownika. W związku z tym że będziemy mieli nową ustawę bezpieczniej dla serwisu będzie reklamację odrzucić, żeby przez przypadek ten telefon nie trafił do drugi raz i producent nie musiał zwracać kasy.
3. wszelkie problemy z softem też bez problemu mogą być odrzucone przez serwis. W chwili obecnej prościej dla serwisanta jest wgrać soft i oddać klientowi sprawne urządzenie ale w związku z nową ustawą może lepiej żeby zgonić winę na użytkownika? Jaki problem wpisać w karcie gwarancyjnej naprawa warunkowa uszkodzenie softu z winy użytkownika poprzez zainstalowanie złośliwego lub nie licencjonowanego oprogramowania.
Praktycznie jak serwis chce to może nam reklamację odrzucić będzie pilnował tylko 14 dniowego terminu. W przyszłości z obawą przed drugą reklamacją bezpieczniej dla producenta będzie reklamację odrzucić. Producent umyje ręce gdyż stwierdzi, że serwis gwarancyjny prowadzi dla niego firma zewnętrzna która posiada wszelkie certyfikaty itp. Jeżeli myślicie, że producenci zgodzą się na szybki zwrot kasy to jesteście w błędzie, będą robić wszystko żeby tego nie uczynić.
Co ma zrobić użytkownik w przypadku odrzuconej reklamacji?
Żeby rozpocząć jakąś walkę potrzebuje chociażby jakiejś ekspertyzy rzeczoznawcy najlepiej sądowego a taka ekspertyza kosztuje min 500zł. Teraz rodzi się pytanie co robić rozpoczynać walkę z gigantem który sztab prawników czy odpuścić?
A może lepiej naprawić telefon samemu w serwisie odpłatnie wyjdzie taniej i bez nerwów?
ale co ma gwarant do ustawy konsumenckiej? Poza tym masz informacji wyssane z palca
Po pierwsze, Ustawa Konsumencka i związana z nią nowelizacja dotyczy wyłącznie odpowiedzialności sprzedawców. To nie Gwarant ma oddawać kasę w przypadku drugiej usterki, tylko sklep. Ani serwis gwarancyjny. To tylko i wyłącznie sprzedawca orzeka zasadność reklamacji klienta ponieważ nikt inny nie jest w przypadku ustawy konsumenckiej stroną prawną. Owszem, może sklep posiłkować się opinią serwisu ale nie ma takiego obowiązku. Jednak często to robi, płacąc za ekspertyzę, tudzież naprawę serwisowi. Chyba, że zawarta umowa pomiędzy przedsiębiorstwami traktuje inaczej.
Po drugie, gdyby wspomniane przez Ciebie praktyki serwisów miały miejsce nagminnie to potraciłyby autoryzacje na naprawy gwarancyjne i poszły z torbami. Tego rodzaju występki łatwo udowodnić i grozi za to proces nie cywilny, lecz karny. A godne to raczej republik bananowych.
Po trzecie, nieprawdą jest jakoby tylko dwie firmy w Polsce miały autoryzację na naprawy telefonów wszystkich marek.
No właśnie, zdaje się autor nie rozróżnia reżimów prawnych co już widać w tym zdaniu: "Sprawa dotyczy ustawy, która w założeniu ma być ukłonem w stronę konsumentów. W wielkim skrócie chodzi o to, że klient będzie mógł liczyć na zwrot pieniędzy wydanych na sprzęt, który w trakcie okresu gwarancyjnego zepsuł się dwa razy."
Przede wszystkim, Drodzy Konsumenci, określajcie z jakiego reżimu prawnego zgłaszacie reklamację. Autor powyższego pomieszał odpowiedzialność sprzedawcy wobec kupującego z okresem gwarancji, która jest nieobowiązkowa i dowolna w kwestii długości jej trwania oraz warunków. Nagminną praktyką sklepów jest przerzucanie odpowiedzialności sprzedawcy na gwaranta, w taki sposób kierując klienta aby podczas reklamowania produktu podpisał protokół reklamacyjny właśnie z tytułu gwarancji. Wówczas sprzedawca pośredniczy jedynie w przekazie tegoż procesu reklamacyjnego i nie ponosi żadnej prawnej odpowiedzialności za ewentualny długi termin jego rozpatrywania ani za ewent. wielokrotność. Pozwolę sobie uzupełnić mojego przedmówcę "prawnika", że nie do końca jest tak łatwo uzyskać wymianę bądź zwrot gotówki w oparciu o zacytowany art. 8.1. Musimy mieć na uwadze również art. 4 Ustawy z 27 lipca 2002, który ma brzmienie: "Sprzedawca odpowiada wobec kupującego, jeżeli towar konsumpcyjny w chwili jego wydania jest niezgodny z umową; w przypadku stwierdzenia niezgodności przed upływem sześciu miesięcy od wydania towaru domniemywa się, że istniała ona w chwili wydania."
Tłumacząc tę prawniczą papkę, towar jako niezgodny uważa się za taki, w którym niezgodność tkwiła w chwili zakupu. Jeśli zareklamujemy towar w oparciu o przedmiotową ustawę do połowy roku od jego nabycia, domniemywa się że racja jest po stronie klienta, jeśli sprzedawcy nie dowodni kupującemu jakoby miałoby być inaczej (uszkodzenie z winy klienta, niewłaściwe użytkowanie, niezgodne z instrukcją obsługi, etc.). Gdy jednak połowa roku mija, to klient ma obowiązek udowodnić sprzedawcy, iż niezgodność tkwiła w zakupie w chwili wydania towaru. W końcu zgodnie z art. 6 K. C. Art. 6. "Ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne."
Pozdrawiam - piotrek
Zastanawiam się czy okres gwarancji nie ulegnie również skroceniu np do 6 miesięcy :)