Sprawa dotyczy ustawy, która w założeniu ma być ukłonem w stronę konsumentów. W wielkim skrócie chodzi o to, że klient będzie mógł liczyć na zwrot pieniędzy wydanych na sprzęt, który w trakcie okresu gwarancyjnego zepsuł się dwa razy. Oznacza to, że przy pierwszej usterce produkt jest wymieniany na nowy lub naprawiany, a przy drugiej, do kieszeni wraca kasa. Brzmi rozsądnie? Wiele osób stwierdzi, że tak. Ba, niektórzy powiedzą, iż za takie zmiany należą się urzędnikom gromkie brawa i trzeba je było wprowadzić już dawno temu. Nigdy nie jest jednak tak, że nowe przepisy spotykają się z aplauzem wszystkich zainteresowanych stron. Ten przypadek nie jest wyjątkiem – protestują przedsiębiorcy:
Przedsiębiorcy alarmują, że otwiera to furtkę do darmowej wymiany sprzętu na nowy, jeśli wykaże się, że miał on istotną wadę. „To pojęcie jest bardzo nieostre” – mówi dyrektor generalny grupy CECED, skupiających producentów AGD, Wojciech Konecki. Przedsiębiorcy twierdzą, że ustawa może kosztować setki milionów złotych rocznie. Podkreślają, że po jej wejściu w życie tysiące małych firm serwisowych straci dużą część zleceń i zakończy działalność. Nowe przepisy najmocniej uderzą w branżę AGD. Ustawa ma wejść w życie w ciągu sześciu miesięcy od jej uchwalenia. „Od stycznia będziemy musieli podnieść ceny, by zrekompensować straty” – zapowiada Wojciech Konecki.
Jeśli wierzyć słowom Koneckiego, to po wejściu w życie nowych przepisów, czekają nas podwyżki cen wielu produktów i to z różnych kategorii. Tego ustawodawca nie przewidział lub przewidział, ale stwierdził, że zapowiedzi przedsiębiorców są przesadzone i nie zostaną wprowadzone w życie. Ewentualnie nie będą one tak dotkliwe dla portfela konsumenta, by rezygnować z całego projektu. Jeżeli jednak przyjmiemy, że za kilka kwartałów faktycznie dojdzie do wzrostów cen, to pojawi się pytanie, czy gra jest warta świeczki. Jest?
Czy można dziwić się irytacji klienta, który kupił nową lodówkę albo pralkę i po kilku miesiącach musiał się posiłkować serwisem, może nawet walczyć o wymianę sprzętu na nowy, ponieważ ten użytkowany nie spełniał swej funkcji (czyt. uległ awarii)? Klient płaci, czasem spore pieniądze i wymaga, by jego zakup działał: prał/sprzątał/chłodził/jeździł/dzwonił. Jeśli urządzenie szwankuje i konieczna jest jego naprawa, to konsument traci – na czas serwisowania musi często zaopatrzyć się w inny produkt (np. telefon), to nierzadko wiążę się z dodatkowymi wydatkami, marnowane są cenne godziny, a nawet dni, które można było przeznaczyć na znacznie przyjemniejsze czynności. Do tego dochodzą zszargane nerwy, które trudno przeliczyć na gotówkę.
Od producenta można wymagać, by dostarczył urządzenie działające bez awarii przez 24 miesiące (czas standardowej gwarancji). Skoro było to możliwe dwie dekady temu, to dzisiaj prawdopodobnie też jest w zasięgu firm. Tu oczywiście podnoszony jest wątek „spisku” i celowych działań producentów sprzętu, którzy skracają czas użytkowania wielu urządzeń. W tym przypadku nie chodzi jednak o to, by lodówka czy pralka działała przez 10 lat bez żadnej usterki – maszyna powinna bezawaryjnie przepracować czas gwarancji. Właśnie na to liczy konsument, który decyduje się na konkretne urządzenie. Płaci nie tylko za komponenty użyte do stworzenia produktu, czyjąś pracę czy marketing, ale też za zapewnienie, iż przez jakiś czas będzie to sprawne urządzenie.
W takim ujęciu zmiany wydają się słusznym posunięciem – to nie tyle faworyzowanie klienta, co umożliwienie mu obrony przed nieuczciwym producentem, który sprzedaje produkt kiepskiej jakości. Bo jak inaczej można określić lodówkę albo odkurzacz, które zepsuły się dwa razy w ciągu okresu gwarancyjnego? To zwyczajne buble, w ogóle nie powinny one trafić na rynek. A jeśli już trafiły, to producentowi należy się nauczka, by w przyszłości bardziej się starał i tym samym szanował klienta. Podejrzewam, że właśnie w ten sposób omawiane zagadnienie będzie postrzegać znaczna część konsumentów.
Nie jest tajemnicą, iż klienci nie podchodzą do zagadnienia dbania o sprzęt w jednakowy sposób. Można wskazać na zróżnicowane podejście do kwestii stosowania się do zaleceń producenta, przestrzegania określonych zakazów i nakazów. Jedni użytkują telefon/lodówkę/odkurzacz w mało inwazyjny sposób i cieszą się działającym urządzeniem przez lata, inni gwarantują maszynie ekstremalne warunki pracy. Przy intensywnej eksploatacji mogą się pojawiać problemy z konkretnym komponentem czy nawet całym ich pakietem, ponieważ najczęściej sprzęt nie jest przystosowany do funkcjonowania w takich warunkach. Czasem wynika to z niewiedzy, czasem z niewłaściwych nawyków, innym razem ma to związek z wykonywaną pracą czy po prostu brakiem szacunku dla użytkowanego produktu. Czy można zatem za każdym razem przenosić winę i koszty na producenta sprzętu?
Osoba, która we właściwy sposób użytkowała pralkę i po kilku kwartałach od zakupu zmagała się z jej awarią, faktycznie może mieć pretensje do producenta. Jeśli problem powraca, to wymiana urządzenia na nowe/zwrot pieniędzy wydaje się logicznym rozwiązaniem. Załóżmy jednak, że ktoś „wykończył” pralkę, ponieważ ani razu nie otworzył instrukcji obsługi, wsadzał do bębna rzeczy, które nigdy nie powinny tam trafić. Takiego klienta zapewne ucieszy zmiana prawa, ponieważ będzie on mógł nadal bagatelizować porady producenta i eksploatować sprzęt w sposób, który większość z Was uznałaby za niewłaściwy.
Jest jeszcze jedna grupa klientów: ludzie, którzy celowo doprowadzą do uszkodzenia produktu przed końcem okresu gwarancyjnego, by w ten sposób zaoszczędzić i cieszyć się nowym urządzeniem. O osobach tego typu krążą już legendy i chociaż często są one przesadzone, to nie można uznać samego procederu za nieistniejący i wyssany z palca – wszędzie trafiają się czarne owce, nie brakuje ich wśród klientów. Dla nich prokonsumenckie zmiany przepisów to spore pole do popisu, czyli naciągania. Problem nie jest widoczny, gdy takie osoby stanowią znikomą część wszystkich klientów. Gorzej, gdy za kombinowanie i oszukiwanie bierze się pokaźny odsetek konsumentów. W takim przypadku zmiany prawa nie idą w parze ze zmianą mentalności użytkowników i stają się poważnym obciążeniem dla producentów. Warto zatem patrzeć na obie strony medalu.
Wspominałem, że zdaniem producentów, zmiany przepisów doprowadzą do wzrostu cen produktów. Jeżeli firmy zderzą się z koniecznością wymieniania urządzenia na nowe lub oddawania klientowi pieniędzy i problem wystąpi na masowa skalę, to ktoś będzie musiał pokryć ewentualne straty. A to oznacza sięgnięcie do kieszeni konsumenta. Pojawią się oczywiście głosy, iż wzrost cen nie jest murowany, bo wszystko odbywa się w granicach wolnego rynku: jeśli jakiś producent wyłamie się z podnoszenia cen, to za jego przykładem mogą pójść kolejni. Firmy będą się po prostu obawiały utraty klientów i nie pozostanie im nic innego, jak tylko przełknięcie gorzkiej pigułki i pogodzenie się z niższymi zyskami. O ile notowane są zyski.
Paradoksalnie taki obrót spraw może doprowadzić do… pogorszenia jakości sprzedawanych urządzeń. Firma będzie chciała odbić sobie ewentualne straty i zacznie oszczędzać na komponentach czy stosowanych technologiach. Weźmie przy tym pod uwagę, że jakiś odsetek urządzeń ulegnie awarii lub zostanie celowo uszkodzony. Bilans ewentualnych strat pokaże, ile należy zaoszczędzić w trakcie produkcji. Tym samym, stracą uczciwi klienci, którzy dzisiaj starają się dbać o zakupione urządzenia. Albo zapłacą więcej za lodówkę czy pralkę albo dostaną produkt gorszej jakości.
Tym samym mylą się ci, którzy myślą, że zmiany przepisów spowodują wydłużenie żywotności AGD (lub innych produktów objętych nowymi przepisami). Kilka lat temu poruszaliśmy w jednym z tekstów problem psucia się sprzętu krótko po wygaśnięciu okresu gwarancyjnego i odsyłając teraz do tego tekstu, trzeba napisać, iż zagadnienie nie zdezaktualizuje się wraz z wejściem w życie nowych przepisów przywołanych w niniejszym wpisie. Mowa przecież o zmianach dotyczących okresu gwarancyjnego – sprzęt ma być sprawny przez dwa lata. A co potem? Potem z usterką będzie się zmagał klient. Jeśli nastąpi to, o czym wspominałem wyżej, czyli pogorszenie jakości sprzedawanego AGD, to awarii po 24 miesiącach użytkowania będzie więcej niż obecnie.
Wzrost awaryjności po okresie gwarancyjnym w pewnym sensie może być rekompensatą dla punktów serwisowych, które zapewne ucierpią z powodu zmiany przepisów. Skoro przy drugiej awarii klient ma dostawać nowy sprzęt albo pieniądze, to staje się jasne, że stracą serwisanci. Pozostanie im zatem liczyć na uczciwych klientów, którym pralka albo odkurzacz odmówią posłuszeństwa po wygaśnięciu gwarancji. Zapewne pojawią się głosy przekonujące, iż na owej rewolucji skorzystają prawnicy: jeśli producenci nie zastosują się do nowych przepisów i będą oferować serwis zamiast wymiany/wzrostu pieniędzy, a klient się na to nie zgodzi, to sprawa prawdopodobnie skończy się w sądzie. Pytanie, czy takich konsumentów będzie wielu i czy dla prawnika za każdym razem będzie to łakomy kąsek?
Poruszając problem nowych przepisów, zacząłem się zastanawiać nad ich ekologiczną kwestią. Uszkodzone/niesprawne pralki, lodówki, blendery, które zostaną zwrócone przez użytkownika, nie trafią ponownie na rynek. Prawdopodobnie będą to urządzenia, które po kilku kwartałach użytkowania wylądują na elektrośmietniku. Kolejny kontrowersyjny punkt zapowiedzianych zmian. Możliwe, że za jakiś czas będą się pojawiać kolejne – przecież trudno dzisiaj przewidzieć, jak zakończą się zmagania o większe prawa konsumenta. Czy ten sceptyczny ton oznacza, że jestem przeciwny przemianom? Nie, klient płaci i faktycznie może wymagać, jego prawa muszą być respektowane. Nim jednak dojdzie do poważnych przemian na rynku, trzeba spojrzeć na obie strony medalu i zastanowić się nad konsekwencjami rewolucji…
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Oficjalny sklep DeLonghi ma super ofertę na ekspres do kawy serii Rivelia. Nie dość, że…
Z początkiem września do sprzedaży trafił nowy flagowiec marki iRobot i jednocześnie pierwszy ich model…
W sklepie internetowym Lidla mają dobrą ofertę na najlepszą (tej marki) i na dodatek ulepszoną…
Platforma iBood słynąca z dobrych ofert jednodniowych i festiwali polowań na okazje iBood Hunt, ma…
Nie wiesz, jakiego robota sprzątającego kupić, aby później tego nie żałować? Zerknij na nasz TOP-10…
Do sprzedaży wchodzi iGulu F1 - domowy automat do warzenia piwa, który można zamówić także…
Komentarze
Nawet trzy lata gwarancji na sensowny telewizor/pralkę/lodówkę, w rozumieniu na które muszę przeznaczyć jedną/dwie swoje pensje, to moim zdaniem za mało (przypomnę, mówimy o realiach kraju w którym połowa społeczeństwa zarabia minimalną/niewiele ponad nią, krajową). Na zbyt wiele sobie producenci pozwalają w obecnych czasach. Podniosą ceny, będę jeszcze ostrożniej z zakupionymi towarami się obchodził (co i tak staram się robić), będę rzadziej kupował kolejne. Zobaczymy kto na tym straci więcej.
A może najzwyczajniej w świecie zrobić rzecz prostą, bez zalewu niepotrzebnych funkcji. Dlaczego w latach 80-tych XX wieku potrafiono robić rzeczy niezawodne? Samochody z tego okresu kręcą po 500 i więcej tysięcy kilometrów i nie robi to im żadnej różnicy. A dziś jeden z wielkich koncernów szczyci się tym, że ich samochody wytrzymują 100 000 mil. 20 czy 30 lat temu jakby to powiedziano, to by śmiechem taką reklamę zabito - przy tym przebiegu silniki się dopiero co docierały. Dotarłem do jeszcze jednej statystyki. W latach 80-tych Renault, czyli firma, która miała najbardziej wadliwe auta na każde wyprodukowane 1000 samochodów aż 46 wracało do firmy z wadami uniemożliwiającymi ich eksploatację. Po 30 latach rozwoju technologicznego dziś z firm produkujących auta popularne firmą o najmniejszym odsetku takich powrotów jest Volvo. Tylko 56 samochodów wraca do firmy. Więc gdzie jest ten postęp? Myślę, że ten zapis ukróci zapędy niektórych firm do chęci golenia klientów na serwisie, lub zakupie nowego sprzętu, bo naprawa starego jest nieopłacalna. Bardzo dobrze, że się ten wymóg pojawił. Ja wolę mieć prostsze technologicznie rzeczy, ale bardziej niezawodne. I tyle. Po co mi ekran LCD i wifi w lodówce? Lodówka ma chłodzić.
Jaki "spisek"? Oczywiście że produkty są projektowane tak żeby przetrzymały około 27-28 m-cy a potem dały dupy. Mój wujek pracował jako inżynier dla pewnej dużej firmy produkującej AGD gdzie pracował nad mieszanką materiału różnych elementów w taki sposób aby wytrzymały określoną liczbę cykli ( i zawsze wynosiła ona średnią ilośc cykli wykonywanych przez dany element w ciągu właśnie 27-28 m-cy używania przez przeciętnego klienta). Mój ojciec pracował dla firmy zajmującej się świetłówkami i jakoś firma ta potrafi wyprodukowac żarówki (klasyczne) które wytrzymują 150 tyś. cykli zapaleń i zgaszeń (bez zmiany kosztów produkcji) a produkowali żarówki wytrzymujące 25-27tyś. cykli. Ja pracuję jako inżynier dla pewnej firmy zajmującej się m.in. produkcją drukarek i jest w niej grupka ludzi którzy siedzą i kombinują co tu zrobic (jak zamknąc jeszcze więcej części w jednej zintegrowanej obudowie) żeby jak jakaś pierdoła tam się spieprzy to trzeba było kupic nowe urządzenie. Już nie mówię o tym, że np. przedni panel (obudowa) do np. LG 32LH2000 który(telewizor) kosztował 1400 pln kosztuje 270 pln w sprzedaży detalicznej przy czym producent produkuje ją za 32 pln. Niby czemu taka różnica? Po to żebyś nie naprawiał a kupował nowe. Już nie mówię np. o instalacji różnego rodzaju przepływomierzy wykonanych z marnej jakości plastiku (i kosztujących u producenta, ten konkretny przypadek o którym myślę, 29 groszy) w zespole z elementem znacznie droższym i wytrzymalszym, przez co gdy spieprzy się element za 29 groszy musisz zapłacic 1870 pln za cały element...
Ja mam to szczęście mieszkać przy granicy z Niemcami...
Kupcie to samo w PL i DE i stwierdzicie że to nie ten sam produkt.
Kupiłem sobie lapka znanej marki w dużej sieci "nie dla idiotów" zachwycony sprzętem zaproponowałem zakup takiego samego lapka o tych samych symbolach w tej samej sieci w PL.
I tu mnie powaliło to nie ten sam lapek obudowa jakaś cienka klawisze takie że nie dotykaj matryca tragedia reszta komponentów też wiele do życzenia pozostawia. Klient nie zadowolony bo widział mój sprzęt i stwierdził że NIE KUPI NICZEGO W PL bo tu buble sprzedają... Już raz oddał do serwisu padł przewód od matrycy po 3 m-cach... a na stronie producenta sterowniki od lapka nawet inne na PL.
Jesteśmy 100000 świat 1000 gatunek w 1000000000 rzędzie i same śmieci do nas trafiają. Taka jest prawda, a cwani sprzedawcy wciskają wam te odpady od produkcji...
Tekst wygląda na pisany na zamówienie producentów i/lub serwisów.
Że sprzęt będzie droższy? To ma być jakiś straszak na "niedobrych" klientów? Jeśli sprzęt będzie solidny, mnie to nie będzie przeszkadzać. Mogę zapłacić i dwa razy więcej za pralkę/lodówkę/telewizor, wiedząc, że to porządny kawałek sprzętu, a nie jednorazówka, która ma się "dotoczyć" do końca gwarancji.
Ale obowiązujące przepisy w naszym kraju są zgodne z Dyrektywa Unijną co świadczy, że nie ma wypaczenia w stosunku do UE. Ty zaś piszesz o postępowaniu sprzedawców z POMINIĘCIEM procedur reklamacyjnych a ukłonem w stosunku do klienta. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy mentalnością rdzennych kupujących w starej Unii a demoludami. Niestety wśród tych ostatnich nadużycia, kombinatorstwo maści wszelakiej to zjawisko nierzadkie, prawda? Pomimo tego w wielu sklepach w Polsce zasada zwrotu towaru do 14 dni a nawet i więcej jest coraz częściej zauważalna. Szczęściem ewolucja postępuję. Miejmy nadzieję, że po obu stronach.
przy zarobkach jednych z najnizszych w europie musisz kombinowac, zeby przetrwac. przy okazji fajnie, ze uwazasz sie za "cos lepszego" i uzywasz okreslenia "demolud"... bo przeciez nie jestes demoludem?
To bedzie ciekawe, bo co da im podwyzka cen ? Sprzedadza mniej, przyznaja sie ze kupuja lub spriwadzaja szmelc, a oddac i tak oddadza wszystko. Tylko u nas klient ma najmniej do gadania, a jak gdzies nie w pl sie zepsuje to nie raz do serwisu nawet nie wysylaja, tylko nowe dadza. To tez dobry bat na cwaniakow co twni szmelc z Chin sprowadzaja, nie beda naciagac naiwnych.
Znaczy się trzeba zacząć szarpać inne głowy.
Wszyscy tak bardzo chcieliby ukrócić niecne praktyki sprzedawcy. Przecież to jego wina, że sprzęt produkowany jest ze słabej jakości materiałów. Dany sklep specjalnie wylicza żywotność produktu by móc specjalnie zaprosić klientów po raz drugi do działu serwisu. Ale my się przecież nie damy. Będziemy udawać, ze odpowiedz nie dotarła w ciągu 14 dni byleby tylko dostać nowy sprzęt lub gotówkę za którą kupimy kolejnego bubla i będziemy cwaniakować co półtora roku. Winny jest sprzedawca i dobrze ze jest odpowiednia ustawa by nas biednych konsumentów chronić. A ostatecznie klient traci, sprzedawca traci a producent produkuje jak produkował i co najciekawsze jego produkty spełniają wszystkie wymagane przez prawo normy. Taki to pożytek i taka ochrona.
Jeśli będziesz sprzedawcą i odmówisz mi przyjęcia zgłoszenia to poproszę to na piśmie a z miejsca wypowiem osobie umowę i będzie po zawodach.
Nie, nie będzie po zawodach:
1. Otrzymujesz na miejscu odpowiedź ustną, że nie uznaję wady za powstałą w dniu sprzedaży.
2. Nikt Ci na piśmie nie da potwierdzenia, że odmawia przyjęcia dokumentu na Niezgodność Towaru z Umową twierdząc, że nie ma uprawnień do wydawania takich pism (bo tak jest w istocie, pracownik ma ściśle określone przez swojego pracodawcę procedury co do tego co, kiedy i jak ma wystawiać).
3. Twoje wypowiedzenie umowy nie zostanie przyjęte, bo niby na jakiej podstawie miałoby zostać przyjęte? (masz odpowiedź, że minęło 6 miesięcy i wada powstała w trakcie użytkowania).
Przypominam również, że fakt, że ta ustawa dotyczy wady istniejącej w trakcie sprzedaży wyklucza ten tryb w przypadku wielu awarii. Np. po 3 miesiącach przychodzi klient i mówi, że chce złożyć reklamację na Niezgodność Towaru z Umową bo w jego komórce wyświetlacz nic nie wyświetla. Punkt, gdzie jest odnoszony sprzęt także może z miejsca dać odpowiedź odmowną dla tego trybu i zaproponować reklamację, bo oczywistym jest chyba, że nikt przez miesiąc nie korzystał z telefonu, gdzie jest czarny wyświetlacz (wadę trzeba zgłosić najpóźniej 2 miesiące od jej wystąpienia). Przypominam, że nikt nie ma obowiązku wystawienia Ci pisma z odmową przyjęcia sprzętu na Niezgodność Towaru z Umową. Ba, nawet nie może tego zrobić, bo mu pracodawca zrobi jesień średniowiecza z dupy.
Nie bierzesz pod uwagę jeszcze jednej rzeczy. Składając takie pismo jak Niezgodność Towaru z Umową podajesz drogę kontaktu do siebie. Unikanie otrzymania odpowiedzi to wyłudzenie i o ile przez pierwsze 6 miesięcy generalnie niemalże z automatu rozpatruje się takie sprawy proklient, to po tym okresie w razie dojścia do ewentualnej rozprawy sądowej jeśli wezmą się za to prawnicy dużych sieci sprzedaży to niekoniecznie masz wygraną w kieszeni.
Generalnie fajnie, że edukujesz ludzi, ale to nie jest tak, że w każdym przypadku od tak sobie załatwisz sprzedawce bo ty jesteś (O Jejku Jej!) KONSUMENT, a w ogóle to ustawa o szczególnych warunkach sprzedaży. Nie ma ustawy stwierdzającej, że Konsument jest Bogiem, a wielu sprzedawców też zna tą ustawę i wie jak się bronić przed cwaniaczkami.
Osoba kompletnie nie rozumie tego, co się do niej mówi. Ja o niebie a ona o chlebie. Ja przedstawiam konkretną ścieżkę działania a osoba zasypuje to forum jakimiś bajkami nijak mającymi się do rzeczywistości. No ale widzę, że musi mieć ostatnie słowo więc proszę bardzo. Super tylko, że wreszcie przyznała się do statusu sprzedawcy -cwaniaczka. Powiem tyle - jeśli przyjdę do sklepu i taki cwaniaczek z miodem w uszach mi czegokolwiek odmówi, to wyślę do centrali firmy zgłoszenie pocztą /i proszę mi nie mówić, że firma poczty nie odbiera/ a następnie nie odbiorę na czas odpowiedzi. A jak nie odbiorę to następnie zażądam nowego sprzętu i albo go dostanę albo odstąpię od umowy. Nigdzie nie jest napisane, że nie mogę zgłaszać niezgodności towaru z umową choćby co tydzień. Proste ? Proste.
A te bzdury o wyłudzeniach to niech osoba zachowa dla siebie. Nie rozumiem co chce udowodnić - że nie da się obejść sprzedawców-cwaniaczków, którzy na każdą wadę towaru odpowiadają, że powstała z winy użytkownika ??? Ja osobiście uważam, że to Wy, cwaniaczki, jesteście oszustami. Podam kasus słynnej firmy sprzedającej buty, która na każdą reklamację klienta odpowiada tak samo - wada powstała w winy konsumenta.
Pozostałym czytelnikom tego forum dodam, tytułem podsumowania, że od wielu lat toczę boje konsumenckie reprezentując pokrzywdzonych klientów w walce z nieuczciwymi sprzedawcami i żaden klient słuchający mojej porady nigdy na tym nie stracił. Żadna wielka sieć zatrudniająca prawników nigdy nie postępuje w sposób podany jak osoba, to są bzdury. jak należy postępować - napisałem. Tu macie tą wiedzę za free, przytoczoną powyżej. Jest to już mój ostatni wpis, bo mam dość użerania się z głupcami ziejącymi nienawiścią, ale jak kto przeczyta to, co powyżej, a będzie w potrzebie, to już sobie poradzi :) I o to mi tylko chodziło :)
Życzę wszystkich udanych bojów o swoje prawa ! :)
Panie prawnik z a raczej "prawnik". Moja firma odpowiedzi na reklamację wysyła listem poleconym. To, że nie odbierzesz listu mimo awizacji nie sprawia, że nieskutecznie cię firma poinformowała o odrzuceniu bądź uznaniu reklamacji. Takie pismo uważa się za doręczone nawet jak wróci do firmy.
Miałem już "przyjemność" z takimi cwaniaczkami jak ty. Rzecznik praw konsumenta po zobaczeniu potwierdzenia nadania pisma z odpowiedzią w terminie oraz zwrotki z poczty przepraszał za zawracanie du..y i posyłał konsumenta na drzewo.
dlaczego w polsce zacofanej jest nadal tak ze klient niema prawa oddac kupionego laptopa , aparatu w ciagu 14 dni bez podanbia przyczyny i miec zwracana kase .... wszedzie w normalnych krajach od dawna to jest -- bo polska gnebi czlowieka szary czlowiek w tej polsce to parch i smiec nie majacy praw , a sprzedawca to wielki cwaniak i pan oto polska
Super. Dzięki.