Sprawa dotyczy ustawy, która w założeniu ma być ukłonem w stronę konsumentów. W wielkim skrócie chodzi o to, że klient będzie mógł liczyć na zwrot pieniędzy wydanych na sprzęt, który w trakcie okresu gwarancyjnego zepsuł się dwa razy. Oznacza to, że przy pierwszej usterce produkt jest wymieniany na nowy lub naprawiany, a przy drugiej, do kieszeni wraca kasa. Brzmi rozsądnie? Wiele osób stwierdzi, że tak. Ba, niektórzy powiedzą, iż za takie zmiany należą się urzędnikom gromkie brawa i trzeba je było wprowadzić już dawno temu. Nigdy nie jest jednak tak, że nowe przepisy spotykają się z aplauzem wszystkich zainteresowanych stron. Ten przypadek nie jest wyjątkiem – protestują przedsiębiorcy:
Przedsiębiorcy alarmują, że otwiera to furtkę do darmowej wymiany sprzętu na nowy, jeśli wykaże się, że miał on istotną wadę. „To pojęcie jest bardzo nieostre” – mówi dyrektor generalny grupy CECED, skupiających producentów AGD, Wojciech Konecki. Przedsiębiorcy twierdzą, że ustawa może kosztować setki milionów złotych rocznie. Podkreślają, że po jej wejściu w życie tysiące małych firm serwisowych straci dużą część zleceń i zakończy działalność. Nowe przepisy najmocniej uderzą w branżę AGD. Ustawa ma wejść w życie w ciągu sześciu miesięcy od jej uchwalenia. „Od stycznia będziemy musieli podnieść ceny, by zrekompensować straty” – zapowiada Wojciech Konecki.
Jeśli wierzyć słowom Koneckiego, to po wejściu w życie nowych przepisów, czekają nas podwyżki cen wielu produktów i to z różnych kategorii. Tego ustawodawca nie przewidział lub przewidział, ale stwierdził, że zapowiedzi przedsiębiorców są przesadzone i nie zostaną wprowadzone w życie. Ewentualnie nie będą one tak dotkliwe dla portfela konsumenta, by rezygnować z całego projektu. Jeżeli jednak przyjmiemy, że za kilka kwartałów faktycznie dojdzie do wzrostów cen, to pojawi się pytanie, czy gra jest warta świeczki. Jest?
Czy można dziwić się irytacji klienta, który kupił nową lodówkę albo pralkę i po kilku miesiącach musiał się posiłkować serwisem, może nawet walczyć o wymianę sprzętu na nowy, ponieważ ten użytkowany nie spełniał swej funkcji (czyt. uległ awarii)? Klient płaci, czasem spore pieniądze i wymaga, by jego zakup działał: prał/sprzątał/chłodził/jeździł/dzwonił. Jeśli urządzenie szwankuje i konieczna jest jego naprawa, to konsument traci – na czas serwisowania musi często zaopatrzyć się w inny produkt (np. telefon), to nierzadko wiążę się z dodatkowymi wydatkami, marnowane są cenne godziny, a nawet dni, które można było przeznaczyć na znacznie przyjemniejsze czynności. Do tego dochodzą zszargane nerwy, które trudno przeliczyć na gotówkę.
Od producenta można wymagać, by dostarczył urządzenie działające bez awarii przez 24 miesiące (czas standardowej gwarancji). Skoro było to możliwe dwie dekady temu, to dzisiaj prawdopodobnie też jest w zasięgu firm. Tu oczywiście podnoszony jest wątek „spisku” i celowych działań producentów sprzętu, którzy skracają czas użytkowania wielu urządzeń. W tym przypadku nie chodzi jednak o to, by lodówka czy pralka działała przez 10 lat bez żadnej usterki – maszyna powinna bezawaryjnie przepracować czas gwarancji. Właśnie na to liczy konsument, który decyduje się na konkretne urządzenie. Płaci nie tylko za komponenty użyte do stworzenia produktu, czyjąś pracę czy marketing, ale też za zapewnienie, iż przez jakiś czas będzie to sprawne urządzenie.
W takim ujęciu zmiany wydają się słusznym posunięciem – to nie tyle faworyzowanie klienta, co umożliwienie mu obrony przed nieuczciwym producentem, który sprzedaje produkt kiepskiej jakości. Bo jak inaczej można określić lodówkę albo odkurzacz, które zepsuły się dwa razy w ciągu okresu gwarancyjnego? To zwyczajne buble, w ogóle nie powinny one trafić na rynek. A jeśli już trafiły, to producentowi należy się nauczka, by w przyszłości bardziej się starał i tym samym szanował klienta. Podejrzewam, że właśnie w ten sposób omawiane zagadnienie będzie postrzegać znaczna część konsumentów.
Nie jest tajemnicą, iż klienci nie podchodzą do zagadnienia dbania o sprzęt w jednakowy sposób. Można wskazać na zróżnicowane podejście do kwestii stosowania się do zaleceń producenta, przestrzegania określonych zakazów i nakazów. Jedni użytkują telefon/lodówkę/odkurzacz w mało inwazyjny sposób i cieszą się działającym urządzeniem przez lata, inni gwarantują maszynie ekstremalne warunki pracy. Przy intensywnej eksploatacji mogą się pojawiać problemy z konkretnym komponentem czy nawet całym ich pakietem, ponieważ najczęściej sprzęt nie jest przystosowany do funkcjonowania w takich warunkach. Czasem wynika to z niewiedzy, czasem z niewłaściwych nawyków, innym razem ma to związek z wykonywaną pracą czy po prostu brakiem szacunku dla użytkowanego produktu. Czy można zatem za każdym razem przenosić winę i koszty na producenta sprzętu?
Osoba, która we właściwy sposób użytkowała pralkę i po kilku kwartałach od zakupu zmagała się z jej awarią, faktycznie może mieć pretensje do producenta. Jeśli problem powraca, to wymiana urządzenia na nowe/zwrot pieniędzy wydaje się logicznym rozwiązaniem. Załóżmy jednak, że ktoś „wykończył” pralkę, ponieważ ani razu nie otworzył instrukcji obsługi, wsadzał do bębna rzeczy, które nigdy nie powinny tam trafić. Takiego klienta zapewne ucieszy zmiana prawa, ponieważ będzie on mógł nadal bagatelizować porady producenta i eksploatować sprzęt w sposób, który większość z Was uznałaby za niewłaściwy.
Jest jeszcze jedna grupa klientów: ludzie, którzy celowo doprowadzą do uszkodzenia produktu przed końcem okresu gwarancyjnego, by w ten sposób zaoszczędzić i cieszyć się nowym urządzeniem. O osobach tego typu krążą już legendy i chociaż często są one przesadzone, to nie można uznać samego procederu za nieistniejący i wyssany z palca – wszędzie trafiają się czarne owce, nie brakuje ich wśród klientów. Dla nich prokonsumenckie zmiany przepisów to spore pole do popisu, czyli naciągania. Problem nie jest widoczny, gdy takie osoby stanowią znikomą część wszystkich klientów. Gorzej, gdy za kombinowanie i oszukiwanie bierze się pokaźny odsetek konsumentów. W takim przypadku zmiany prawa nie idą w parze ze zmianą mentalności użytkowników i stają się poważnym obciążeniem dla producentów. Warto zatem patrzeć na obie strony medalu.
Wspominałem, że zdaniem producentów, zmiany przepisów doprowadzą do wzrostu cen produktów. Jeżeli firmy zderzą się z koniecznością wymieniania urządzenia na nowe lub oddawania klientowi pieniędzy i problem wystąpi na masowa skalę, to ktoś będzie musiał pokryć ewentualne straty. A to oznacza sięgnięcie do kieszeni konsumenta. Pojawią się oczywiście głosy, iż wzrost cen nie jest murowany, bo wszystko odbywa się w granicach wolnego rynku: jeśli jakiś producent wyłamie się z podnoszenia cen, to za jego przykładem mogą pójść kolejni. Firmy będą się po prostu obawiały utraty klientów i nie pozostanie im nic innego, jak tylko przełknięcie gorzkiej pigułki i pogodzenie się z niższymi zyskami. O ile notowane są zyski.
Paradoksalnie taki obrót spraw może doprowadzić do… pogorszenia jakości sprzedawanych urządzeń. Firma będzie chciała odbić sobie ewentualne straty i zacznie oszczędzać na komponentach czy stosowanych technologiach. Weźmie przy tym pod uwagę, że jakiś odsetek urządzeń ulegnie awarii lub zostanie celowo uszkodzony. Bilans ewentualnych strat pokaże, ile należy zaoszczędzić w trakcie produkcji. Tym samym, stracą uczciwi klienci, którzy dzisiaj starają się dbać o zakupione urządzenia. Albo zapłacą więcej za lodówkę czy pralkę albo dostaną produkt gorszej jakości.
Tym samym mylą się ci, którzy myślą, że zmiany przepisów spowodują wydłużenie żywotności AGD (lub innych produktów objętych nowymi przepisami). Kilka lat temu poruszaliśmy w jednym z tekstów problem psucia się sprzętu krótko po wygaśnięciu okresu gwarancyjnego i odsyłając teraz do tego tekstu, trzeba napisać, iż zagadnienie nie zdezaktualizuje się wraz z wejściem w życie nowych przepisów przywołanych w niniejszym wpisie. Mowa przecież o zmianach dotyczących okresu gwarancyjnego – sprzęt ma być sprawny przez dwa lata. A co potem? Potem z usterką będzie się zmagał klient. Jeśli nastąpi to, o czym wspominałem wyżej, czyli pogorszenie jakości sprzedawanego AGD, to awarii po 24 miesiącach użytkowania będzie więcej niż obecnie.
Wzrost awaryjności po okresie gwarancyjnym w pewnym sensie może być rekompensatą dla punktów serwisowych, które zapewne ucierpią z powodu zmiany przepisów. Skoro przy drugiej awarii klient ma dostawać nowy sprzęt albo pieniądze, to staje się jasne, że stracą serwisanci. Pozostanie im zatem liczyć na uczciwych klientów, którym pralka albo odkurzacz odmówią posłuszeństwa po wygaśnięciu gwarancji. Zapewne pojawią się głosy przekonujące, iż na owej rewolucji skorzystają prawnicy: jeśli producenci nie zastosują się do nowych przepisów i będą oferować serwis zamiast wymiany/wzrostu pieniędzy, a klient się na to nie zgodzi, to sprawa prawdopodobnie skończy się w sądzie. Pytanie, czy takich konsumentów będzie wielu i czy dla prawnika za każdym razem będzie to łakomy kąsek?
Poruszając problem nowych przepisów, zacząłem się zastanawiać nad ich ekologiczną kwestią. Uszkodzone/niesprawne pralki, lodówki, blendery, które zostaną zwrócone przez użytkownika, nie trafią ponownie na rynek. Prawdopodobnie będą to urządzenia, które po kilku kwartałach użytkowania wylądują na elektrośmietniku. Kolejny kontrowersyjny punkt zapowiedzianych zmian. Możliwe, że za jakiś czas będą się pojawiać kolejne – przecież trudno dzisiaj przewidzieć, jak zakończą się zmagania o większe prawa konsumenta. Czy ten sceptyczny ton oznacza, że jestem przeciwny przemianom? Nie, klient płaci i faktycznie może wymagać, jego prawa muszą być respektowane. Nim jednak dojdzie do poważnych przemian na rynku, trzeba spojrzeć na obie strony medalu i zastanowić się nad konsekwencjami rewolucji…
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Do końca listopada masz okazję kupić prosty, lecz genialnie wykonany model pralki firmy Asko –…
W Media Expert mają świetną ofertę na flagowego robota marki Roborock, a dodatkowo zgarniasz odkurzacz…
Sprawdzamy i porównujemy dwa najnowsze odkurzacze pionowe - Dreame Z30 i Dreame Z20. Czym się…
Black Friday to szał zakupowy, który swoją genezę ma w Stanach Zjednoczonych. Od wielu lat…
Turecki producent ma nową promocję na nowe odkurzacze pionowe. Do wybranych modeli ze stacją możesz…
Roborock Qrevo MaxV będzie dzisiaj dostępny w rekordowo niskiej cenie. Trzeba się jednak spieszyć, bo…
Komentarze
Ech ...
1. Niezgodność towaru konsumpcyjnego z umową można stwierdzić w ciągu 2 lat od daty wydania towaru - art. 10 ust. 1 ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej
2. Gwarancja - 1 rok o ile gwarant nie zastrzegł inaczej - art. 577 par 2 kc
3. Rękojmia /nie licząc budynków/ - 1 rok od daty wydania towaru - art. 568 par 1 kc.
Niech już osoba nie trolluje.
"1. Nieprawdą jest, że niezgodność towaru z umową można stwierdzić tylko przez pierwsze 6 miesięcy od daty zakupu.Art. 10 ust. 1 ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej zastrzega termin 2 letni. To o czym osoba mówi, to jedynie domniemanie z art. 4 ust. 1 zakładające niezgodność towaru konsumpcyjnego z umową od chwili jej wydania przez okres 6 miesięcy. Używając mojej metody, jeżeli sprzedawca nie odpowie nam na nasze zgłoszenie w ciągu 14 dni – nie ma to domniemanie znaczenia, bo sprzedawca nasze żądanie UZNAŁ. Widziałem już wielu cwaniaczków sprzedawców jak osoba User a potem Sąd je prostował. Skończ osobo najpierw wyższe studia prawnicze a potem pogadamy."
Kolego, sprzedawcy, których przekręciłeś to chyba debilami są. Przychodzi koleś po 6 miesiącach, chce zgłosić Niezgodność Towaru z Umową, sprzedawca odmawia przyjęcia zgłoszenia, proponuje naprawę gwarancyjną. I prawda jest taka, że w praktyce w takiej sytuacji możesz sprzedawce cmoknąć w zadek.
"B. Zarówno gwarancja jak i rękojmia są słabsze od uprawnień Konsumenta."
Jakoś znowu zapomniałeś dodać, że gwarancja i rękojmia działają dłużej.
Czy ten sam "myk" obowiązuje przy zakupie na fakturę, na firmę ? Pytanie do Prawnika (o ile jest uprzejmy podpowiedzieć).
Jest uprzejmy i odpowie ;) No niestety, nie. Jeśli kupujesz towar "na firmę" czyli w ramach prowadzonej działalności gospodarczej to nie jesteś konsumentem. Nie obejmuje Cię więc zakres zastosowania ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej tylko kodeks cywilny.
Zgodnie z kodeksem cywilnym, jeżeli zepsuje Ci się sprzęt, możesz "zadziałać w 2 trybach:
1. W trybie rękojmi za wady - art 556 kodeksu cywilnego i następne. W tym trybie, zgodnie z art. 560 kc, jeśli rzecz Ci się spsuje to możesz od umowy odstąpić i żądać zwrotu ceny albo żądać jej obniżenia /jeśli zepsuje się np. jakaś duperelka nie mająca wpływu na działanie całości/ ALE tylko wtedy, gdy na Twoje żądanie sprzedawca nie wymieni NIEZWŁOCZNIE sprzętu na nowy albo nie usunie wad, również NIEZWŁOCZNIE.
Ww. tryb jest o tyle przykry, że odstąpić od umowy możesz, ale zawsze sprzedawca, w razie ewentualnej sprawy w sądzie może twierdzić, że to nie towar miał wady a, że Ty go spsułeś np. wpijałeś tabletem gwoździe albo uczyłeś go pływać w morzu ;) Jednak to sprzedawca musi UDOWODNIĆ, że usterka sprzętu powstała z Twojej winy. WAŻNE - rękojmia obowiązuje tylko 1 rok !
2. Tryb gwarancji z art. 577 kodeksu cywilnego - tu mamy tylko prawo żądać, w razie awarii, usunięcia usterki lub dostarczenia rzeczy nowej, ale to gwarant decyduje. Zazwyczaj gwarantem jest producent. Gwarancja obowiązuje jeden rok o ile inaczej nie zastrzeżono na dokumencie gwarancyjnym.
Podsumowując:
A. Można jednocześnie korzystać zarówno z gwarancji jak i rękojmi, rękojmia jest korzystniejsza ale trwa tylko rok.
B. Zarówno gwarancja jak i rękojmia są słabsze od uprawnień Konsumenta.
C. Plusem gwarancji jest to, że jeśli wymienili nam w tablecie jego ważną część, np. płytę główną, to gwarancja leci od nowa na całość.
Generalnie zalecam bycie Konsumentem ale jak się nie da to trudno, ale wtedy już nie jest aż tak łatwo ;)
W pełni popieram proponowane zmiany. Niedawno zepsuła mi się pralka - co ciekawe,gwarancja skończyła się wcale nie tak dawno. Naprawa jest niemożliwa, bo obecne pralki mają jednorazowe bębny, a wymiana wszystkiego w serwisie producenta - 400 PLN czyli połowa wartości pralki. Kiedyś pralka wytrzymywała 10 lat, a teraz? Byle nie naprawić na gwarancji i do przodu :/
Chłopaki, nie kłóćcie się ! Widzę, że większość myli g........ z pietruszką więc wyjaśnię Wam jakie macie prawa:
1. Towar możecie kupić albo na fakturę jako forma albo normalnie, jako przysłowiowy Jan Kowalski. W tym pierwszym przypadku jesteście normowani przez kodeks cywilny, w tym drugim przez ustawę o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej bo jesteście Konsumentami. Korzystniej jest być w sumie Konsumentem. Załóżmy, że to nim jesteście.
2. Idziecie więc do sklepu /możecie też reklamować u producenta, ich odpowiedzialność jest solidarna, ale po co ??/ i mówicie: panie sprzedawco, obs...y tablet, który mi pan sprzedał, się zepsuł. Pan sprzedawca na to ma obowiązek wyciągnąć druczek i spisać protokół z przyjęcia towaru, co do którego zgłoszono niezgodność towaru konsumpcyjnego z umową. Uwaga, nie możecie podać, iż towar zepsuł się dawniej niż 2 miesiące temu bo tracicie wtedy swoje prawa.UWAGA, UWAGA, na podstawie art. 8 ust 1 macie prawo żądać naprawy bądź wymiany na nowy, to wasz wybór. ŻĄDAJCIE ZAWSZE WYMIANY.
3. W ciągu 14 dni, na podstawie tego zgłoszenia, sklep winien Was poinformować jak została rozpatrzona Wasza reklamacja. To oni MUSZĄ udowodnić, że w ciągu 14 dni to zrobili. Tak więc nie lećcie do sklepu przed upływem 2 tygodni. Idźcie 15 dnia ! Jeśli wysłali Wam wcześniej maila lub smsa z informacją, zwłaszcza negatywną, nie reagujcie a jak już pójdziecie to NIE PRZYZNAWAJCIE się, że dostaliście. Nie, nie dostaliście, co to, każdy mail i sms dochodzi ??? Oni muszą to udowodnić i mam na myśli dowód w znaczeniu procesowym, o o to niełatwo. Powinni, aby mieć ścisły dowód, poinformować Was pismem za zwrotnym poświadczeniem odbioru a i tak będzie to skuteczne jak je odbierzecie przed upływem 14 dni a nie musicie, prawda ? Od tego są awiza.
4. Dobra, jesteście cwaniakami, idziecie do sklepu 15 dnia. Mówią Wam - reklamacja uznana - Juhuu, super, bierzecie nowy tablet i do domku. Mówią - nie uznajemy, bo, powiedzmy, wykąpał Pan tablet w wannie. To Wy im na to, że nie poinformowali Was w ciągu 14 dni o swojej decyzji więc znaczy, że zaakceptowali Wasze żądanie. Oni mówią - spiep...j dziadu, nie wymienimy.
5. Nie to nie. Nie odbieracie tabletu a na druczku rozpatrzonej reklamacji piszecie, że dowiedzieliście się o jej rozpatrzeniu 15 dni po zgłoszeniu, że nie uznajecie jej wyniku, że żądaliście wymiany towaru na nowy a nie chcą Wam dać więc NIE ODBIERACIE TOWARU I WYPOWIADACIE UMOWĘ.
6. W tym momencie sklep MUSI Wam oddać kasę. Albo zrobią to po dobroci i tak będzie na 95% jak zadzwonicie do działu reklamacji, jeśli to duża firma jak no EuroRTVAgd, albo i nie, jeśli to drobny sklepikarz. Wtedy sporządzić należy pozew do sądu w trybie upominawczym, jest specjalny druczek, na na stronach internetowych, prosty do wypełnienia, i dostajecie nakaz zapłaty. Jak jesteście oporni to bierzecie jakiegoś nawet mało kumatego prawnika, który robi to za Was, nie bierze od Was kaski tylko obciąża sklep kosztami zastępstwa procesowego.
7. Dostajecie kasę na konto i idziecie kupić nowy sprzęt.
Pomogłem ?? Znajcie swoje prawa !!
Wielkie dzięki za tak wyczerpujące informacje :) w końcu Ktoś to tak przejrzyście opisał.
Mam tylko jedno pytanie jeśli sprzedawca jednak wysłał list polecony w ciągu tych 14 dni z odmowną decyzją to co wtedy nic się już nie da zrobić ? czy np. wtedy zamiast wymiany na nowy egzemplarz sprzedawca będzie naprawiać ten który oddaliśmy ? (biorę pod uwagę sytuację w której sprzęt nie został umyślnie uszkodzony np. zalany).
Da się, da ! Po prostu nie odbieraj tego listu przed upływem 15 dni. Sprzedawca musi Cię poinformować w ciągu 14 dni, jak tego nie zrobi to jego wina, nie ma znaczenia, że wysłał list 8 dni po zgłoszeniu reklamacji, liczy się data doręczenia. A list będzie na Was na poczcie 2 tygodnie czekał :) Słuchajcie, sprzedawca na dobrą sprawę nie ma szans z wyedukowanym konsumentem, w Polsce mamy prawo mocno prokonsumenckie, ten, kto twierdzi inaczej opowiada bajki. Konsument znający swoje prawa ZAWSZE wygra ze sprzedawcą. Nie ma znaczenia czy sami zepsuliście sprzęt czy zepsuł się sam - przeciągnijcie tylko sprzedawcę na ponad 2 tygodnie z odbiorem odpowiedzi odnośnie reklamacji i jesteście w domku :) I nie ruszą mnie gadki, że to moralnie nie w porządku. Oglądałem setki przypadków, kiedy ludzie moczyli ciężką kasę bo sprzedawcy ich przewieźli. Każda grupa musi dbać o swój interes. Ja uważam, że taką wiedzę trzeba popularyzować. Tylko zmuszenie producentów do zadbania o bezawaryjność sprzętu da w końcu normalny rynek. To, co robią producenci "obliczając" czas życia sprzętu by psuł się po 2 latach to skandal, trzeba ich za to karać. Ktoś powie - ale twoją metodą każemy sprzedawcę !! Nie, nie, sprzedawca też ma prawo zareklamować wadliwy produkt u producenta tak więc na nim się to wszystko skupia.
Rozwalasz mnie też swoimi gadkami, bo najpierw piszesz:
"Nie ma znaczenia czy sami zepsuliście sprzęt czy zepsuł się sam – przeciągnijcie tylko sprzedawcę na ponad 2 tygodnie z odbiorem odpowiedzi odnośnie reklamacji i jesteście w domku"
a potem:
"Tylko zmuszenie producentów do zadbania o bezawaryjność sprzętu da w końcu normalny rynek. "
Weź mi powiedz co ma wspólnego dymanie producenta na sprzęcie, który sam ktoś rozwalił z wolnym rynkiem i bezawaryjnością sprzętu. Jesteś zwykłą szują i krętaczem, takim samym jak producenci szrotu. Ani twoje oszustwa nie poprawią sytuacji na rynki konsumenckim, ani ich.
Po kolei może ...
1. Nieprawdą jest, że niezgodność towaru z umową można stwierdzić tylko przez pierwsze 6 miesięcy od daty zakupu.Art. 10 ust. 1 ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej zastrzega termin 2 letni. To o czym osoba mówi, to jedynie domniemanie z art. 4 ust. 1 zakładające niezgodność towaru konsumpcyjnego z umową od chwili jej wydania przez okres 6 miesięcy. Używając mojej metody, jeżeli sprzedawca nie odpowie nam na nasze zgłoszenie w ciągu 14 dni - nie ma to domniemanie znaczenia, bo sprzedawca nasze żądanie UZNAŁ. Widziałem już wielu cwaniaczków sprzedawców jak osoba User a potem Sąd je prostował. Skończ osobo najpierw wyższe studia prawnicze a potem pogadamy.
2. Oczywiście, że nie ma znaczenia czy konsument sam zepsuł sprzęt czy nie. Skoro producent wyprodukował badziewie, które normalnym użytkowaniem można zepsuć to znaczy, że jest winien. Szujami i krętaczami to są sprzedawcy /podejrzewam, że właśnie osoba User nim jest/. Ja bronię praw zwykłych ludzi, którym się nie przelewa a osoba broni tych, co na nas żerują.
Dziękuję za uwagę.
Wszystko fajnie panie znaffco, ale Niezgodność Towaru z Umową jest trybem możliwym TYLKO PRZEZ PIERWSZE 6 MIESIĘCY od daty zakupu. Po tym terminie sprzedawca ma prawo na takie roszczenia pokazać ci środkowy palec.
Zgodnie z Ustawą Konsumencką jeśli stwierdzisz niezgodność towaru z umową w okresie do 6 miesięcy od zakupu można zastosować ustawowe domniemanie, iż istniała ona w chwili sprzedaży (bo to tej sytuacji tak naprawdę dotyczy Niezgodność Towaru z Umową).
Po 6 miesiącach to kupujący musi udowodnić, iż istniała ona (czyt. niezgodność) w chwili sprzedaży. Co w praktyce jest raczej niemożliwe.
3 miesiące temu odniosłem do reklamacji tuner dvb kupiony w firmie Media Markt. Nie trzymał sygnału. Źle konwertował. Dwie pełne półki sprzętu. Po 2 tygodniach poszedłem sprawdzić co się dzieje z moim tunerem. Usłyszałem "Nie mamy jeszcze odpowiedzi od producenta i że mam czekać na telefon". Zadzwoniłem do producenta, gdzie dowiedziałem się, że oni współpracują ze sklepem, a nie z użytkownikiem końcowym. Po miesiącu i jednym tygodniu poszedłem znowu do Media Markt i usłyszałem znowu dokładnie to samo "Nie mamy jeszcze odpowiedzi od producenta i że mam czekać na telefon". Zapytałem, czy jak producent nie odpowie za pół roku to będziemy w tym samym miejscu ? Pani z rozbrajającą szczerością odpowiedziała mi: "Tak, takie mamy w Polsce prawo". Na to ja odpowiedziałem: "To ja mam w DUPIE takie prawo". Za "twarz" trzeba chwycić wszystkich cwanych handlowców i producentów, których jedynym zadaniem jest wypchnąć towar, a później "bujaj" się kliencie. Zmiany idą w dobrym kierunku.
Obecnie sprzedawca ma 14 dni na odpowiedź, a gdy nie udzieli jej to reklamacja zostaje uznana za przyjętą niezależnie od jej treści.
Co to znaczy "zostaje uznana" ? Kasa czy nowy ?
Zależy co konsument napisze w reklamacji.
Ta ustawa jest totalnie bezsensowna jeżeli chodzi o elektronikę, a w szczególności telefony. Złomowanie telefonów bo szanownemu klientowi popsuł się dwa razy głośniczek to zwykłe marnotrawstwo zasobów. Poza tym telefon jest akurat takim urządzeniem, które w przypadku wielu konsumentów jest użytkowany w trudnych warunkach i ciężko np. obwiniać producenta o to, że telefon piekarza jest w środku zapylony i przez to mikrofon/głośnik charczy po 3 miesiącach. W tym wypadku klienci, którzy dbają o sprzęt zostaną "ukarani" wzrostem cen sprzętu, a cieszyć się będą tylko wszelkiego rodzaju cwaniaczki.
A co do sprzętu AGD to całkowita wymiana albo zwrot gotówki powinien być obligatoryjny z miejsca przy pierwszej awarii. Taka pralka czy lodówka po prostu stoi, nie jest użytkowana w trudnych warunkach. A ponaprawowa pralka to zwykły szrot, który prawdopodobnie za chwilę znowu siądzie, tak ją te majstry zwykle naprawiają. Stare na wpół niedziałające części montują w miejsce popsutych i mają wszystko w dupie.
A kto mówi o złomowaniu, wystarczy naprawić i można sprzedać w outlecie.
Uszkodzenie z powodu używania w zapylonych warunkach to uszkodzenie z winy niewłaściwej eksploatacji i nie są objęte tą ustawą.
Politycy też zajmują się rzeczami, na których się nie znają. Nie pamiętam dokładanie ale coś koło art 560 Kodeksu Cywilnego. Nie pogrążaj się już bardziej tylko się doucz będzie Ci łatwiej w pracy.
Zmiany będą korzystne dla sklepów, bo obecnie muszą wymieniać wadliwy towar już przy pierwszej usterce.
Nie wiem kto Ci takich bajek naopowiadał bo sklep nie jest gwarantem tylko producent sprzętu, jeżeli jest gwarancja to nikt Ci nie wymieni sprzętu przy pierwszej usterce tylko zostanie wysłany do serwisu producenta który decyduje o dalszych losach. Nie ma co się uzewnętrzniać w sklepie i drzeć na sprzedawcę bo Ci akurat nie wiele mogą.
Muszą pomóc, bo sklep odpowiada z tytułu ustawy o warunkach sprzedaży konsumenckiej.
http://www.federacja-konsumentow.org.pl/39,sprzedaz-konsumencka.html
Która to jest niezależna od gwarancji producenta.
chłopaku jak nie masz o czymś pojęcia to nie zabieraj głosu. W Polsce gwarantem jest SPRZEDAWCA a nie żaden producent!!! Kodeks Cywilny.
A czyje logo masz na Karcie Gwarancyjnej? Sklepu czy producenta? :D Zastosuj się może do własnej rady i jak nie masz o czymś pojęcia to nie zabieraj głosu.
Klient może sobie wybrać, czy chce skorzystać z gwarancji producenta czy też z rękojmi za wady(fizyczne/prawne). Bzdurą jest to co twierdzą niektózy sprzedawcy, szczególnie w internecie, żeby dać im spokój, bo przecież sprzęt ma gwarancję. Mamy prawo wyboru. Należy pamiętać, że ustawa o specjalnych warunkach sprzedaży konsumenckiej reguluje stosunki między konsumentami a przedsiębiorcami, natomiast kodeks cywilny jest uzupełnieniem tej ustawy w kwestiach, których ona nie obejmuje. Ponadto należy pamiętać, że k.c. reguluje stosunki pomiędzy przedsiębiorcami, osobami fizycznymi, a także (o czym wielu zapomina) pomiędzy osobą fizyczną a przedsiębiorcą, jeżeli osoba fizyczna występuje w roli sprzedawcy.
Żaden sklep nie wymieni Ci sprzętu bo masz taki kaprys, zawsze pierw jedzie do serwisu!
Bzdura, bo to konsument decyduje czy woli wymianę czy naprawę.
Poczytaj sobie: http://www.federacja-konsumentow.org.pl/39,sprzedaz-konsumencka.html
Tak się składa że w handlu pracuję, jeżeli jest gwarancja to gwarantem jest producent to producent odpowiada za naprawy! W przypadku rękojmi obowiązek serwisowania przechodzi na sprzedawcę!