Jesień to dla maniaKalnych testerów czas wszelakich masaży. Niedawno sprawdzaliśmy, jak działa mata masująca, dziś w naszych rękach ląduje kołnierz masujący marki Dignity. Czy spodoba nam się przynajmniej w tym samym stopniu co mata? Funkcja obu sprzętów wydaje się być podobna. Spięte mięśnie, ból pleców czy szyi – to problemy, z którymi kołnierz powinien sobie poradzić. Czy jest to remedium na bolączki osoby prowadzącej siedzący tryb życia?
Spis treści
Pudełko mieści właściwie tylko dwie rzeczy – instrukcję obsługi i główny obiekt naszego zainteresowania, czyli kołnierz. Mimo tego jest stosunkowo ciężkie, a to za sprawą samego sprzętu, który naprawdę sporo waży.
Urządzenie, według instrukcji, składa się z następujących części – ogrzewanie, pas (ogrzewanie wbudowane), przełącznik, uchwyt, panel sterujący. Przyznać trzeba, że fragmenty dotyczące ogrzewania są trochę enigmatyczne i dokładnie nie potrafimy powiedzieć czym się różni ogrzewanie od ogrzewania wbudowanego. Z punktu widzenia użytkownika, poza samym kołnierzem, najważniejszą jego częścią jest panel sterowania, który pozwala na ustawienie konkretnego programu działania urządzenia.
Sprzęt działa po podłączeniu go do prądu. Kabel jest na tyle długi, że nie trzeba siedzieć przytulonym do gniazdka (lub końcówki przedłużacza), aby go używać. Produkt wygląda na porządnie wykonany. Jedynie guzik umieszczony na uchwycie, służący do jego spinania, sprawia wrażenie mogącego się urwać. Wynika to pewnie z wagi sprzętu. Niemniej, może być to tylko wspomniane wrażenie i w rzeczywistości jest bardzo wytrzymały. Producent zapobiegawczo zaleca jednak, by przy masażu ramion i pleców trzymać się uchwytu.
Instrukcja obsługi jest dostępna w języku polskim. Dosyć dokładnie opisuje budowę całego sprzętu oraz możliwości masażu i jego programy. Dzięki rysunkom wiemy o czym jest mowa w opisie i jak całe to urządzenie obsłużyć. Choć przyznać trzeba, że nam to nie wystarczyło i nauka włączania odpowiedniego programu kosztowała nas kilka błędów.
Dodatkowo w instrukcji obsługi zawarto ostrzeżenia dotyczące właściwego użytkowania sprzętu. Producent starał się też uzmysłowić potencjalnym użytkownikom, że kołnierz jest tylko pomocniczym sprzętem w leczeniu bólów mięśni i w związku z tym seans z tym urządzeniem nie może zastępować wizyty u lekarza. Są też grupy osób, dosyć szeroko zakreślone, które z tego urządzenia nie powinny korzystać (dotyczy to m.in. kobiet w ciąży i ludzi posiadających stymulatory pracy serca).
Panel sterowania wyposażony jest w cztery przyciski i wyświetlacz. Przyciski są bardzo podstawowe – zwiększanie i zmniejszanie mocy, włącznik funkcji grzania i w końcu włącznik samego urządzenia. Ten ostatni przycisk ma też drugie zastosowanie – dzięki niemu można wybrać sobie odpowiedni program działania kołnierza. Sterowanie produktem polega na wciskaniu wybranych guzików odpowiednią ilość razy. Chce się włączyć funkcję grzania – raz, wyłączyć – dwa razy. Wybranie właściwego programu to od jednego do pięciu naciśnięć. Wyłączenie całego urządzenie wymaga dłuższego przytrzymania przycisku, według instrukcji około trzech sekund.
Całe szczęście w koordynacji działania pomaga wspomniany wyświetlacz pokazujący m.in. jaki program jest aktualnie wybrany oraz intensywność masażu, na jaką się zdecydowaliśmy. Wyświetlacz jest dosyć prosty, ale generalnie wystarcza, aby przekazać użytkownikowi podstawowe informacje o działaniu kołnierza.
System, na podstawie którego opisywane urządzenie działa, jest stosunkowo prosty – to dwa młoteczki znajdujące się wewnątrz kołnierza. Miarowo uderzają one w wybraną przez nas część ciała. Możemy tego masażera używać w obrębie szyi, ramion, ud, talii oraz pleców. Zadaniem sprzętu jest przyniesienie ukojenia obolałym miejscom w ciele, rozluźnienie mięśni pleców czy szyi, zredukowanie stresu, bólu czy napięcia oraz w końcu poprawienie krążenia krwi.
Urządzenie posiada wbudowany timer, więc nie trzeba się martwić, że nasza sesja masażu będzie trwała zbyt długo. Sprzęt po upływie konkretnego czasu powinien się sam wyłączyć.
Producent zapewnia, że w urządzeniu aktywować można osiem programów z różnymi poziomami intensywności (w załączonym filmie pojawia się zupełnie inna informacja – to wprowadza zamęt). My nie do końca wiemy jak to jest liczone, podzielimy się zatem naszymi odkryciami. Dzięki panelowi sterowania możemy wybierać spośród pięciu opcji (bliższa prawdy jest zatem informacja z filmu) – ogólnej, łagodnej, relaksacyjnej, indywidualnej i takiej polegającej na rzeźbieniu mięśni. Tu, podobnie jak przy macie masującej, nie jesteśmy w stanie z zamkniętymi oczami powiedzieć jaki akurat tryb jest włączony, tym bardziej że w naszym subiektywnym odczuciu wersja łagodna jest wyjątkowo bolesna.
Program, na który się zdecydujemy, możemy „podkręcić” jeszcze przez wybranie odpowiedniej intensywności działania urządzenia. I oczywiście możliwe jest stosowanie go na dowolną wybraną partię ciała z tych wskazanych w akapitach poprzednich.
Podobnie jak w przypadku wcześniej testowanej maty masującej jest to funkcja dodatkowa, dla chętnych zmarzluchów. Nie jest niestety stopniowalne, więc trzeba się godzić na ten poziom temperatury, jaki został zaproponowany przez producenta.
W tym miejscu należy się kilka słów o naszych wrażeniach z testu. Wypróbowaliśmy wszystkie programy na wskazanych częściach ciała i przyznać musimy, że nie jest to sprzęt dla ludzi delikatnych. Nawet na najniższej sile uderzeń młoteczki działają z dosyć dużą mocą i momentami boleśnie obijają plecy. Po dłuższym seansie mieliśmy wrażenie, że może i owszem, napięcie ustąpiło, ukrwienie także mogło być lepsze (choć to ciężko nam stwierdzić), ale ból pleców pozostał. Do tego tryb nazwany łagodnym, jak już wspomnieliśmy, wydawał się nam bardziej bolesny niż ten ogólny. Sprzęt przy dłuższym użytku mógłby sprawdzić się na udach, gdzie potrzebna jest pomoc przy walce z „pomarańczową skórką”, fachowo zwaną cellulitem. Do tego, wbrew zapewnieniom producenta, sprzęt nie należy do kategorii lekkich.
Z jednej strony sprzęt wydaje się interesujący i wielofunkcyjny. Zadbano o możliwość wyboru odpowiedniego programu i o wprowadzenie natężenia siły. Masujący kołnierz całkiem zgrabnie się także prezentuje. Dodatkowo ma ergonomiczny kształt, który pozwala na jego stosowanie w różnych pozycjach. Łatwo też, w momencie gdy się go nie używa, schować kołnierz w pudełku. Ma on jednak swoje minusy. Przede wszystkim dla osób delikatnych i ze skłonnościami do siniaków nawet najlżejszy program może być za mocny. Podczas swojej pracy kołnierz nie ugniata ciała miło i delikatnie, tylko porządnie uderza w nie młoteczkami.
Na końcu, tak jak przy poprzednim teście, zadaliśmy sobie pytanie – czy jest to sprzęt w który byśmy zainwestowali? Szczerze przyznamy, że bardziej przekonała nas mata masująca tej samej firmy – jest delikatniejsza i masuje za jednym razem sporą partię ciała. Nie zajmuje się jednak szyją i ramionami. Kołnierz masujący gwarantuje nam skupienie się właśnie na tych partiach ciała, choć nie nazwalibyśmy jego działania relaksującym. Duży potencjał widzimy we wspomnianej walce z cellulitem – ciepły masaż po zastosowaniu kremu pomagającego w pozbywaniu się tego problemu ma ponoć zbawienną moc. Choć tu testowanie powinna być dłuższe (i odbywać się na kobiecie), więc rezultatów nie możemy potwierdzić.
Każdy z najważniejszych elementów składowych został oceniony w skali od 1 do 10 punktów, gdzie 1 prezentuje poziom bardzo słaby, 5 jest odpowiednikiem standardów rynkowych, a 10 jest notą najwyższą. Średnia ocen stanowi ocenę całkowitą.
ZALETY
|
WADY
|
Jesień to dla maniaKalnych testerów czas wszelakich masaży. Niedawno sprawdzaliśmy, jak działa mata masująca, dziś w naszych rękach ląduje kołnierz masujący marki Dignity. Czy spodoba nam się przynajmniej w tym samym stopniu co mata? Funkcja obu sprzętów wydaje się być podobna. Spięte mięśnie, ból pleców czy szyi – to problemy, z którymi kołnierz powinien sobie poradzić. Czy jest to remedium na bolączki osoby prowadzącej siedzący tryb życia?
Pudełko mieści właściwie tylko dwie rzeczy – instrukcję obsługi i główny obiekt naszego zainteresowania, czyli kołnierz. Mimo tego jest stosunkowo ciężkie, a to za sprawą samego sprzętu, który naprawdę sporo waży.
Urządzenie, według instrukcji, składa się z następujących części – ogrzewanie, pas (ogrzewanie wbudowane), przełącznik, uchwyt, panel sterujący. Przyznać trzeba, że fragmenty dotyczące ogrzewania są trochę enigmatyczne i dokładnie nie potrafimy powiedzieć czym się różni ogrzewanie od ogrzewania wbudowanego. Z punktu widzenia użytkownika, poza samym kołnierzem, najważniejszą jego częścią jest panel sterowania, który pozwala na ustawienie konkretnego programu działania urządzenia.
Sprzęt działa po podłączeniu go do prądu. Kabel jest na tyle długi, że nie trzeba siedzieć przytulonym do gniazdka (lub końcówki przedłużacza), aby go używać. Produkt wygląda na porządnie wykonany. Jedynie guzik umieszczony na uchwycie, służący do jego spinania, sprawia wrażenie mogącego się urwać. Wynika to pewnie z wagi sprzętu. Niemniej, może być to tylko wspomniane wrażenie i w rzeczywistości jest bardzo wytrzymały. Producent zapobiegawczo zaleca jednak, by przy masażu ramion i pleców trzymać się uchwytu.
Instrukcja obsługi jest dostępna w języku polskim. Dosyć dokładnie opisuje budowę całego sprzętu oraz możliwości masażu i jego programy. Dzięki rysunkom wiemy o czym jest mowa w opisie i jak całe to urządzenie obsłużyć. Choć przyznać trzeba, że nam to nie wystarczyło i nauka włączania odpowiedniego programu kosztowała nas kilka błędów.
Dodatkowo w instrukcji obsługi zawarto ostrzeżenia dotyczące właściwego użytkowania sprzętu. Producent starał się też uzmysłowić potencjalnym użytkownikom, że kołnierz jest tylko pomocniczym sprzętem w leczeniu bólów mięśni i w związku z tym seans z tym urządzeniem nie może zastępować wizyty u lekarza. Są też grupy osób, dosyć szeroko zakreślone, które z tego urządzenia nie powinny korzystać (dotyczy to m.in. kobiet w ciąży i ludzi posiadających stymulatory pracy serca).
Panel sterowania wyposażony jest w cztery przyciski i wyświetlacz. Przyciski są bardzo podstawowe – zwiększanie i zmniejszanie mocy, włącznik funkcji grzania i w końcu włącznik samego urządzenia. Ten ostatni przycisk ma też drugie zastosowanie – dzięki niemu można wybrać sobie odpowiedni program działania kołnierza. Sterowanie produktem polega na wciskaniu wybranych guzików odpowiednią ilość razy. Chce się włączyć funkcję grzania – raz, wyłączyć – dwa razy. Wybranie właściwego programu to od jednego do pięciu naciśnięć. Wyłączenie całego urządzenie wymaga dłuższego przytrzymania przycisku, według instrukcji około trzech sekund.
Całe szczęście w koordynacji działania pomaga wspomniany wyświetlacz pokazujący m.in. jaki program jest aktualnie wybrany oraz intensywność masażu, na jaką się zdecydowaliśmy. Wyświetlacz jest dosyć prosty, ale generalnie wystarcza, aby przekazać użytkownikowi podstawowe informacje o działaniu kołnierza.
System, na podstawie którego opisywane urządzenie działa, jest stosunkowo prosty – to dwa młoteczki znajdujące się wewnątrz kołnierza. Miarowo uderzają one w wybraną przez nas część ciała. Możemy tego masażera używać w obrębie szyi, ramion, ud, talii oraz pleców. Zadaniem sprzętu jest przyniesienie ukojenia obolałym miejscom w ciele, rozluźnienie mięśni pleców czy szyi, zredukowanie stresu, bólu czy napięcia oraz w końcu poprawienie krążenia krwi.
Urządzenie posiada wbudowany timer, więc nie trzeba się martwić, że nasza sesja masażu będzie trwała zbyt długo. Sprzęt po upływie konkretnego czasu powinien się sam wyłączyć.
Producent zapewnia, że w urządzeniu aktywować można osiem programów z różnymi poziomami intensywności (w załączonym filmie pojawia się zupełnie inna informacja – to wprowadza zamęt). My nie do końca wiemy jak to jest liczone, podzielimy się zatem naszymi odkryciami. Dzięki panelowi sterowania możemy wybierać spośród pięciu opcji (bliższa prawdy jest zatem informacja z filmu) – ogólnej, łagodnej, relaksacyjnej, indywidualnej i takiej polegającej na rzeźbieniu mięśni. Tu, podobnie jak przy macie masującej, nie jesteśmy w stanie z zamkniętymi oczami powiedzieć jaki akurat tryb jest włączony, tym bardziej że w naszym subiektywnym odczuciu wersja łagodna jest wyjątkowo bolesna.
Program, na który się zdecydujemy, możemy „podkręcić” jeszcze przez wybranie odpowiedniej intensywności działania urządzenia. I oczywiście możliwe jest stosowanie go na dowolną wybraną partię ciała z tych wskazanych w akapitach poprzednich.
Podobnie jak w przypadku wcześniej testowanej maty masującej jest to funkcja dodatkowa, dla chętnych zmarzluchów. Nie jest niestety stopniowalne, więc trzeba się godzić na ten poziom temperatury, jaki został zaproponowany przez producenta.
W tym miejscu należy się kilka słów o naszych wrażeniach z testu. Wypróbowaliśmy wszystkie programy na wskazanych częściach ciała i przyznać musimy, że nie jest to sprzęt dla ludzi delikatnych. Nawet na najniższej sile uderzeń młoteczki działają z dosyć dużą mocą i momentami boleśnie obijają plecy. Po dłuższym seansie mieliśmy wrażenie, że może i owszem, napięcie ustąpiło, ukrwienie także mogło być lepsze (choć to ciężko nam stwierdzić), ale ból pleców pozostał. Do tego tryb nazwany łagodnym, jak już wspomnieliśmy, wydawał się nam bardziej bolesny niż ten ogólny. Sprzęt przy dłuższym użytku mógłby sprawdzić się na udach, gdzie potrzebna jest pomoc przy walce z „pomarańczową skórką”, fachowo zwaną cellulitem. Do tego, wbrew zapewnieniom producenta, sprzęt nie należy do kategorii lekkich.
Z jednej strony sprzęt wydaje się interesujący i wielofunkcyjny. Zadbano o możliwość wyboru odpowiedniego programu i o wprowadzenie natężenia siły. Masujący kołnierz całkiem zgrabnie się także prezentuje. Dodatkowo ma ergonomiczny kształt, który pozwala na jego stosowanie w różnych pozycjach. Łatwo też, w momencie gdy się go nie używa, schować kołnierz w pudełku. Ma on jednak swoje minusy. Przede wszystkim dla osób delikatnych i ze skłonnościami do siniaków nawet najlżejszy program może być za mocny. Podczas swojej pracy kołnierz nie ugniata ciała miło i delikatnie, tylko porządnie uderza w nie młoteczkami.
Na końcu, tak jak przy poprzednim teście, zadaliśmy sobie pytanie – czy jest to sprzęt w który byśmy zainwestowali? Szczerze przyznamy, że bardziej przekonała nas mata masująca tej samej firmy – jest delikatniejsza i masuje za jednym razem sporą partię ciała. Nie zajmuje się jednak szyją i ramionami. Kołnierz masujący gwarantuje nam skupienie się właśnie na tych partiach ciała, choć nie nazwalibyśmy jego działania relaksującym. Duży potencjał widzimy we wspomnianej walce z cellulitem – ciepły masaż po zastosowaniu kremu pomagającego w pozbywaniu się tego problemu ma ponoć zbawienną moc. Choć tu testowanie powinna być dłuższe (i odbywać się na kobiecie), więc rezultatów nie możemy potwierdzić.
Każdy z najważniejszych elementów składowych został oceniony w skali od 1 do 10 punktów, gdzie 1 prezentuje poziom bardzo słaby, 5 jest odpowiednikiem standardów rynkowych, a 10 jest notą najwyższą. Średnia ocen stanowi ocenę całkowitą.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Od kilku tygodni mamy dobre ceny na pionówki i roboty Dreame, a teraz sklep RTV…
Whirlpool W8I HT40 T Maxi Space to jedna z najbardziej opłacalnych zmywarek na naszym rynku…
Świetna płyta indukcyjna Electrolux CIV634 wylądowała na przecenie w sieci RTV EURO AGD. To najlepsza…
Szukasz dobrego robota, ale nie chcesz wydawać 3500-5000 zł na tegoroczne flagowce? W RTV Euro…
Sklep LG ma dobrą cenę na lodówkę GBV5250DSW. Nie dość, że po kombinacji promocji koszt…
Zapach pierników, błysk bombek i... szum odkurzacza? W ferworze świątecznych przygotowań często zapominamy, że technologia…
Komentarze
Znajomy kupił sobie to cudo. Aż przyjemnie przyjść po pracy i się zrelaksować. Dla mnie jest to bardzo wygodne, ale nie mam porównania co do innych takich bajerów ;)